Mam 19 lat i wielki problem z alkoholem. Potrafię się do tego przyznać dopiero od niedawna. Tak, jestem alkoholiczką. Zdaję sobie sprawę z tego, że będą nią już przez całe życie.
Zobacz także: Rodzice mają na mnie zły wpływ
W moim rodzinnym domu alkohol lał się strumieniami. Z zewnątrz nie wyglądało to jednak patologicznie. Rodzice i dziadkowie zawsze pili kosztowne trunki. Opowiadali o ich smaku, dyskutowali z zapałem o szczepach win, czy destylarniach. Nie rozumieli, że to, czy upijają się whisky za czterysta złotych, czy tanim winem nie ma większego znaczenia. Konsekwencje były te same. Nie mieli nad sobą kontroli. Dorastałam więc bez wsparcia najbliższych. Byli zajęci robieniem karier albo właśnie piciem.
Dawno temu wpojono mi, że zrobienie sobie drinka to najlepszy sposób na rozładowanie stresu. Zaczęłam się do tego stosować parę miesięcy przed maturą. Nigdy nie spodziewałam się, że tak szybko się uzależnię. Od roku piję każdego dnia. Zawsze znajdę wymówkę, aby sięgnąć po alkohol. Potrzebuję go na odstresowanie albo na dodanie sobie odwagi, gdy czuję się nieśmiała i nietowarzyska. Piję, gdy chcę coś uczcić i wtedy, kiedy jestem podłamana jakąś porażką. Najgorsze jest to, że otoczenie bagatelizuje mój problem. Zostałam z nim sama. Próbowałam o tym rozmawiać z przyjaciółmi. Śmieją się tylko. Mówią, że trzeba się przecież wyszumieć i potem pewnie mi przejdzie. Nie sądzę. Nie wiem, jak mogę sobie pomóc. Próbuję z tym zerwać od tak dawna...
Aneta
Zobacz także: Nie potrafię odejść od narzeczonego