Zastanawiam się, czy to jakiś nowy trend na aplikacjach randkowych, o którym nie wiem. Już dwa razy mi się zdarzyło, że facet „zapomniał portfela” i to ja musiałam za nas płacić. Za pierwszym razem poszliśmy na kolację do restauracji. Zamówiliśmy przystawki, dania główne, deser na pół. Fajnie się rozmawiało, było naprawdę romantycznie. Kiedy przyszło do płacenia, oczywiście popłoch w jego oczach, bo nie ma przy sobie karty. Zapłaciłam za nas oboje, bo co miałam zrobić. Obiecywał, że zrobi mi przelew, ale po randce od razu mnie zablokował.
Zobacz także: Znów będę pracować z osobą, od której bardzo chciałam się uwolnić
Z drugim facetem byłam już ostrożniejsza. Poszliśmy na drinka do pubu. Przy płaceniu ta sama śpiewka. Przeprasza, nie ma karty przy sobie, a telefon mu się właśnie rozładował, więc blika mi zrobi z domu. Zapłaciłam za nas, żeby nie robić afery przed kelnerem, ale wiedziałam, że tych pieniędzy już nie zobaczę. Miałam rację.
O co chodzi ze współczesnymi facetami? Czy to tylko ja mam pecha do takich naciągaczy? Na kolejne randki to już chyba będę się umawiać na spacer, bo mam dość sponsorowania im kolacji. I nie chodzi o to, że oczekuję od faceta, ze to on za nas zapłaci. Po prostu niech każdy płaci za siebie.
Zuza