Nikodem to najlepszy człowiek, jakiego znam. Przyjaźnimy się od 10 lat, czyli od pierwszego roku studiów. Jesteśmy do siebie bardzo podobni. Lubimy się wygłupiać, wszystko obracamy w żart. Kiedy trzeba, potrafimy się wesprzeć i wysłuchać. Zawsze czułam do niego jakiś rodzaj chemii, ale nigdy do niczego między nami nie doszło. Raz, na studenckiej imprezie, prawie się pocałowaliśmy. Ktoś nam wtedy przerwał i nigdy nie wróciliśmy do tematu.
Żadne z nas nie jest teraz w poważnym związku. Raz on kogoś miał na dłużej, raz ja, czasem byliśmy w relacjach w tym samym czasie. Te się jednak rozpadały, a nasza przyjaźń ciągle trwa. Bywam zazdrosna, jak on zaczyna się spotykać z kimś nowym, ale zawsze to ukrywam. Kibicuję mu, wspieram jak umiem, doradzam, pocieszam. I z tyłu głowy ciągle mam myśl, że mój najlepszy przyjaciel powinien być moim chłopakiem.
Zobacz także: Przez sąsiada boję się jeździć windą
Nie należę do osób pewnych siebie, więc nie znajdę w sobie odwagi, żeby mu o tym powiedzieć. Czuję jednak, że coś mi w życiu ważnego umyka i że tracę czas na bezsensowne związki, podczas gdy najlepszy dla mnie facet jest tuż obok. Nie wiem, czy on czuje do mnie to samo. Kompleksy podpowiadają mi, że nie i że jestem dla niego bardziej jak siostra niż kobieta.
Była może któraś z was w podobnej sytuacji? Jak sprawdzić, czy on do mnie coś czuje, ale nie pytając go o to wprost? Boję się, że nigdy nie będziemy razem. Boję się też, że odsunie się ode mnie, jeśli wyznam mu miłość. Patowa sytuacja. Nie wiem, co robić.
Daria