Niedawno zaczęłam 7. miesiąc ciąży. Cieszę się i nie mogę doczekać narodzin córki. Gdybym ten czas mogła spędzić po prostu siedząc w domu, byłabym chyba najszczęśliwsza. Niestety, mąż ma pracę wyjazdową, a rodzice mieszkają w innym mieście, więc często sama muszę załatwiać różne sprawunki. Najbardziej nie lubię komunikacji miejskiej i sklepów.
Zobacz także: Mój związek wisi na włosku przez kłopoty finansowe
Brzuch jest już bardzo widoczny, a mimo to mogę policzyć na palcach jednej ręki sytuacje, kiedy ludzie sami z siebie ustępowali mi miejsca w autobusie albo przepuszczali w sklepowej kolejce. Zazwyczaj sama muszę się o to dopraszać, i to z różnym skutkiem.
Zdarza mi się usłyszeć: „Nie, mnie też się spieszy” albo „Chciałaś to masz, ciąża to nie choroba”. Mnie zwyczajnie jest ciężko. Puchną mi nogi, bolą mnie plecy. Nie uważam się za pępek świata jako kobieta ciężarna, ale chyba przepuszczanie osób starszych, chorych czy przyszłych matek powinno być dla innych naturalne. Mam wrażenie, że panuje straszna znieczulica.
Z.