Byłam pewna, że mojego związku nic jest w stanie zniszczyć. Przez sześć lat byliśmy w sobie zakochani i nierozłączni. Praktycznie zero spięć, sto procent oddania. Wszystko popsuło się po oświadczynach. Kilka miesięcy po zaręczynach zgodziłam się, żeby Marek wyjechał do pracy za granicę. Żałuję po dziś dzień.
Zobacz także: Mój chłopak jest niższy ode mnie
Po zaręczynach zamarzyło się nam kupno mieszkania. Chcieliśmy wziąć kredyt, ale nie mieliśmy wkładu własnego. To wtedy Marek wpadł na pomysł, że powinniśmy przenieść się na jakiś czas do Szwecji. Miał tam rodzinę, odwiedzaliśmy ich dwa razy. Mieli załatwić nam świetnie płatną pracę. Tylko że ja w ogóle nie miałam ochoty opuszczać Polski. Niedawno zmieniłam pracę. Nie można było jej nazwać świetnie płatną, ale na pewno rozwijającą i ciekawą. Marzyłam o tym stanowisku przez długi czas i wiedziałam że jeśli zrezygnuję, nie dadzą mi drugiej szansy. Marek też stwierdził, że powinnam zostać w kraju, bo faktycznie taka zawodowa szansa długo się nie powtórzy. Powiedział, że wyjedzie sam na kilka miesięcy.
Skończyło się tak, że zostawił mnie na lodzie. Zerwał zaręczyny sześć miesięcy po wyjeździe. Powiedział, że zakochał w swojej szefowej. Byłam naiwna, że tego nie przewidziałam. Coraz rzadziej odbierał moje telefony, coraz rzadziej pisał. Nie chciał, żebym go odwiedzała. Nadal nie mogę w to uwierzyć. Morał z tego taki, że facetom nie można dawać chyba za wiele wolności.
Ala
Zobacz także: Czy oświadczyć się facetowi?