Gdy poznałam Artura, zostawiłam dla niego chłopaka, z którym byłam od liceum. Byłam pewna, że znalazłam miłość życia i przyszłego męża. Niestety z każdym kolejnym miesiącem nabieram wrażenia, że fatalnie wybrałam.
Zobacz także: LIST: „Wszyscy myślą, że jesteśmy idealną parą. Prawda jest zupełnie inna”
Artur robi bardzo dobre pierwsze wrażenie. To wulkan energii, wszędzie go pełno. Jest bardzo otwarty, zabawny, towarzyski. Z każdym błyskawicznie potrafi znaleźć wspólny język. Ludzie za nim przepadają, zwierzają mu się z problemów, a on chętnie im pomaga. To przeciwieństwo mojego ojca i brata, którzy są wiecznie ponurzy. Niestety oprócz wielu zalet ma też sporo męczących cech charakteru. Czuję się ostatnio jak jego opiekunka, a nie partnerka, bo ciągle pakuje się w kłopoty.
Ma dwadzieścia osiem lat, ale jest nieodpowiedzialny jak nastolatek. Działa zawsze pod wpływem emocji. Reaguje zbyt impulsywnie. Z godziny na godzinę jest w stanie rzucić pracę, z której dotychczas był bardzo zadowolony. Dopiero potem dochodzi do niego, że przecież jest spłukany i niedawno wziął kredyt na samochód.
Czasem też nad sobą nie panuje. W stosunku do mnie zachowuje się bez zarzutu, ale potrafi popchnąć kumpla, który naraził mu się jakąś drobnostką. Wiem, że gdybym go nie powstrzymała, byłoby znacznie gorzej. Jego zmienność i kapryśność czasem mnie przeraża. Mam nawet wrażenie, jakby miał chorobę dwubiegunową. Kocham go, ale jednocześnie coraz mniej lubię. Przez niego ciągle żyję w stresie. On tego nie rozumie. Mówi, że przesadzam i wszystko się ułoży. Coraz mniej w to wierzę. Obawiam się, że to chyba nie jest facet dla mnie. Czy człowiek o takiej osobowości może się w ogóle zmienić?
Agnieszka
Zobacz także: Mój związek rozpadł się po 12 latach