Wczoraj rozpadł się mój najdłuższy związek. Byliśmy razem przez 12 lat. Od pierwszego roku studiów do wczoraj. Było między nami słabo przez ostatnie pół roku, ale sądziłam, że uda się pokonać problemy. Kiedy powiedział mi, że między nami koniec, nie mogłam uwierzyć w jego decyzję. 12 lat poszło gdzieś, jakby nie miało większego znaczenia.
Zobacz także: Mój chłopak za często przeklina
Wynajmowaliśmy razem mieszkanie, ale nie mieliśmy ślubu i dzieci. Sądziłam, że lada moment zaczniemy rozmawiać o kredycie, zaręczynach, ciąży, a tymczasem on się wyprowadził. Pytałam, czy chodzi o kogoś trzeciego. Zaprzeczył, ale co miał mówić. Na pewno chodzi o inną, bo kto podejmuje decyzję o rozstaniu po tylu wspólnych latach? Tak nagle, bez próby naprawienia relacji? Powiedział, że wypalił się i potrzebuje zmian.
To dziwne, ale póki co jakoś się trzymam. Sądziłam, że wpadnę w jakąś historię, jakiś dół, ale funkcjonuję normalnie. Może wstrząs dopiero przede mną. Jedyne, o czym myślę, to to, że już nie ułożę sobie życia z nikim. Jestem po 30-tce, gdzie ja teraz poznam kogoś sensownego? Wokół albo żonaci, albo tacy, co liczą na jedną niezobowiązującą noc. Smutno mi i czuję jakąś okropną beznadzieję. Jest tu ktoś w podobnej sytuacji?
Alicja