Widzę, co się wokół mnie dzieje i po prostu nie mogę w to uwierzyć. Mam wrażenie, że ludzie w moim wieku przestali myśleć o czymkolwiek poza sobą. Kiedy tylko pojawia się jakiś problem, zaraz uciekają, gdzie pieprz rośnie i myślą, że to najlepsze wyjście. Wystarczy jakiś trudny moment, małe nieporozumienie i od razu się poddają. Kiedyś rozwód był ostatecznością, a teraz to już chyba norma. Tylko w moim towarzystwie rozpadło się już kilka małżeństw. Kolejni przyjaciele będą rozwodzić się lada moment.
Moim zdaniem idą na łatwiznę. Uważałam ich za doskonałą parę, ale wystarczył jeden problem, żeby podjęli decyzję o rozstaniu. Mają dwoje dzieci i to też dla nich nie argument, żeby spróbować się pogodzić. Poszło o zdradę. On upił się na wyjeździe integracyjnym i przespał z koleżanką z innej filii swojej firmy. Głupio zrobił, zasłużył na potępienie i karę, ale rozwód to moim zdaniem ostateczność. Zwłaszcza, że tamta jest z innego miasta, nie pracują razem, nie widują się, a on do wszystkiego szczerze się przyznał i poprosił o przebaczenie. Zamiast tego dostanie papiery rozwodowe.
Zobacz także: Moje zaręczyny były fatalne
Ja mam 31 lat, od 3 lat mam męża. Różnie z nami bywa, bo czasy są wyjątkowo trudne. Ciągle musimy walczyć o nasz związek i na razie nam się to udaje. Może jestem dziwna, ale uważam, że jeśli raz się zdecydowałam i przysięgłam przed ołtarzem, że to na zawsze, to nie ma odwrotu. Moi rodzice i dziadkowie też jakoś przetrwali różne burze i finalnie byli ze sobą szczęśliwi.
Zwyczajnie mi przykro, że w moim towarzystwie coraz więcej rozwodników. Okropne czasy.
Julia