Poznałam Marka na studiach. Niedawno mieliśmy szóstą rocznicę. Na ogół dobrze się nam układa, ale prowadzimy spory o jego matkę, która ciągle pakuje się w nasze życie z butami. Mieszka w innym mieście, ale trochę za często lubi wpadać w odwiedziny. Ostatnio przyjechała na nasze zaręczyny...
Zobacz także: Narzeczony rzucił mnie dla nieatrakcyjnej dziewczyny
Myślałam, że dzień zaręczyn będzie jednym z najpiękniejszych i ciągle będę do niego wracała myślami. Nie mam wątpliwości, że długo nie wymażę go z pamięci. Byłoby cudownie, gdyby nie fakt, że przy romantycznej kolacji towarzyszyła nam moja przyszła teściowa. Marek twierdzi, że wszystko było bardzo spontaniczne i nawet nie planował, że ją zaprosi. Po prostu tak wyszło.
Jak mógł jej ulec? Jak można zaprosić na romantyczne zaręczyny swoją matkę? To dla mnie nie do pomyślenia. Byłam wtedy w szoku i robiłam dobrą minę do złej gry. Teraz uświadomiłam sobie jednak, że i ja beznadziejnie się zachowałam. Znów nie byłam asertywna. Zamiast głupio się uśmiechać i im przytakiwać, mogłam od razu powiedzieć, co o tym wszystkim myślę.
Przeprowadziłam jednak z Markiem poważną rozmowę. Dałam mu do zrozumienia, że jeśli nie zmieni swojej postawy i nadal będzie grał, jak zagra mu matka, nasz związek nie przetrwa. Kocham go i cenię jako człowieka, ale nie znoszę maminsynków. Oznajmiłam mu, że nie mam najmniejszej ochoty wychodzić za trzydziestoletnie dziecko, bo właśnie tak zachowuje się w obecności matki. Ta kobieta ma na niego fatalny wpływ. Jest toksyczna, wyrachowana i ciągle chce stawiać na swoim. Nie potrafi zrozumieć, że nie jest już dla swojego syna numerem jeden. Traktuje mnie jak swoją rywalkę. Nie wiem, jak się od niej uwolnić. Nie chcę zrujnować swojego związku.
Alicja
Zobacz także: Jestem w związku, a moje życie intymne nie istnieje