Adam był moim pierwszym chłopakiem. Poznaliśmy się, gdy mieliśmy po siedemnaście lat. Przez sześć lat byliśmy nierozłączni. Idealna para, jak mówili wszyscy znajomi. Nasz związek zaczął się psuć, kiedy Adam zaczął studiować równolegle drugi kierunek. Miał dla mnie coraz mniej czasu. Rozumiałam to. Wiedziałam, że to będzie duże wyzwanie, ale marzył o tym, więc bardzo mu kibicowałam. Ufałam mu bezgranicznie.
Zobacz także: Nikogo nie potrafię pokochać
Myślałam naiwnie, że nic nie może nas rozdzielić, a on zaczął romansować z koleżanką z grupy. Zostawił mnie dla niej, ale po miesiącu zaczął mnie błagać o drugą szansę. Mówił, że nikogo nigdy nie pokocha tak jak mnie, że jestem dla niego wszystkim, a romans był tylko głupim wybrykiem. Bardzo to przeżyłam. Kochałam go. Był jedyny w swoim rodzaju. Szczerze mówiąc, nie potrafiłam bez niego normalnie funkcjonować. Pozwoliłam mu więc wrócić. Rodzina i przyjaciele też mnie do tego namawiali. Bardzo go lubili. Adam zachowywał się przez te wszystkie lata bez zarzutu.
Było ciężko, ale w końcu wyszliśmy na prostą. Wybaczyłam mu. Był czuły, opiekuńczy. Starał się bardzo i każdego dnia udowadniał mi, że dobrze zrobiłam. Minęły dwa lata. Zaręczyliśmy się, powoli planowaliśmy już ślub. I wiecie co? Znów puścił mnie kantem. Tym razem zaczął zdradzać mnie z koleżanką z pracy. Był z nią już wtedy, kiedy klękał przede mną z pierścionkiem. Potem jednak stwierdził, że nie jest gotowy na ślub, a mnie kocha jak najlepszą przyjaciółkę, a nie życiową partnerkę. Nie potrafię się z tego podnieść. Chyba nigdy już nikomu nie zaufam. Po co zawracał mi głowę? Jak mógł? Żałuję, że straciłam przez niego kolejne dwa lata życia...
Małgosia
Zobacz także: Zapytałam go, czy mnie kocha. Odpowiedział, że…