Moja przyjaciółka ma teraz trudny czas. Jej mąż wyjechał zarobkowo za granicę. Miał tam być kilka miesięcy, a zaraz miną dwa lata. Nie chce wracać, w dodatku mają z Izką kryzys i rozmawiają coraz częściej o rozwodzie. Ich córka ma 4 lata. Jest dość wymagającym dzieckiem, a rodzice i teściowie Izy mieszkają daleko, więc zaczęła wyręczać się mną. Właściwie to już nie pamiętam weekendu, żeby nie podrzuciła mi Zosi do opieki.
Rozumiem, że jest w bardzo trudnej sytuacji, naprawdę. Zosia nie jest jednak moim dzieckiem, ani ja nie jestem nawet jej nianią. Przez większość weekendu przesiaduje u mnie, bo Iza „musi odpocząć”. Iść na zakupy, do kina, na spacer, do fryzjera. Nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby to się zdarzało od czasu do czasu, ale tak jest praktycznie co tydzień. Nie mam serca odmówić, bo się przyjaźnimy i Iza nieraz mi się wypłakiwała na swój los.
Zobacz także: Zaręczyliśmy się dwa lata temu. On wciąż nie chce rozmawiać o ślubie
Ostatnio zaczęła coś przebąkiwać o tym, żeby Zosia czasem u mnie przenocowała. Z soboty na niedzielę. Jak dla mnie to już przesada. Czemu ja mam wychowywać jej dziecko? Żal mi i Zosi, i Izki, ale ja przecież też mam prawo do swojego życia. Jestem co prawda domatorką, ale skoro nie biegam tak jak moja przyjaciółka po sklepach i fryzjerach, to nie znaczy, że mam ochotę cały weekend bawić się z cudzym dzieckiem.
Jak mam się wymiksować z tej dziwnej sytuacji bez szkody dla przyjaciółki i jej córki?
Agata