Nie rozumiem ludzi, których nie interesuje coś takiego, jak otoczenie. Uważają, że mogą robić wszystko, nawet jeśli komuś to przeszkadza. Przykładem niech będzie balkon moich sąsiadów, który wygląda komórka gospodarcza. Tam jest dosłownie wszystko.
Inni się starają. Sadzą kwiatki, stawiają drzewka, ozdabiają światełkami na święta, a u nich wieczny syf. Już prawie okien nie widać, a drzwi balkonowe pewnie się nie otwierają do końca. Niby to tylko ich sprawa, ale jednak psują ogólne wrażenie. To tym bardziej dziwne, że mieszkamy w nowym apartamentowcu.
Zobacz także: Tak chce mieszkać 31% Polaków
Stoją tam od miesięcy opony na zmianę, dwa rowery, jakieś puste donice, fotel jeden na drugim i mnóstwo mniejszych szpargałów Czasem jeszcze pranie dorzucą i mamy komplet. Wygląda to jak koczowisko, a nie taras na ekskluzywnym osiedlu.
Na zwykłym osiedlu też by mi się to nie podobało. Wystarczy jeden taki zagracony balkon i od razu traci cały budynek. Już dawno szczury by się tam zalęgły, gdyby nie wysokość.
Rozmawiałam na ten temat z administratorem. Jemu też się to nie podoba, ale podobno ma związane ręce, bo nie istnieją odpowiednie przepisy. Jak ktoś chce, to może na balkonie postawić cokolwiek. Jeśli nie zagraża innym, to nic nie da się zrobić.
Wkurza mnie to strasznie. W Polsce w ogóle nie szanuje się estetyki przestrzeni. Wszędzie te szpetne szyldy i billboardy. Nieszczęsny balkon tylko to potwierdza.
Emilia