Kilka miesięcy temu wprowadziłam się do nowego mieszkania. To była dobra oferta. Cieszyłam się, że udało mi się wynająć tak duży metraż w przyjemnej zacisznej okolicy i to za dobrą cenę. Niestety nie mogę się już w pełni cieszyć z przeprowadzki. Byłoby idealnie, gdyby nie sąsiedzi. Nie ma tygodnia, w którym nie widziałabym bardzo nieprzyjemnych scen z ich udziałem.
Zobacz także: Narzeczony chce, żebyśmy zamieszkali u jego rodziców. Moim zdaniem to fatalny pomysł
Naprzeciwko mnie mieszka para trzydziestolatków, których życia nie można raczej określić jako spokojne.To typowy toksyczny związek. Wieczorami nie jestem w stanie się zrelaksować, bo ciągle słyszę okropne awantury.
Sąsiadka wciąż płacze. Agresorem jest jet partner, który nadużywa alkoholu. Ciągle ją wyzywa, zdarza mu się demolować mieszkanie. Wiem, że w grę wchodzi u nich nie tylko przemoc psychiczna, ale i fizyczna. Po jednej z takich awantur widziałam sąsiadkę z podbitym okiem i ze złamaną ręką... Ostatnio sytuacja zaczęła się nasilać.
Kilka dni temu sąsiadka chciała uciec z domu. Została do niego przywleczona siłą za włosy... Krzyki były tak głośne, że nie dało się ich zignorować, ale tylko ja zareagowałam. Wyszłam na klatkę i próbowałam interweniować. Chciałam jej pomóc, zaczęła mnie jednak zapewniać, że wszystko w porządku. Zadzwoniłam na policję. Cieszyłam się, że przyjechali dość szybko. Sąsiadka i ich jednak zapewniła, że to tylko zwykła kłótnia.
Nazajutrz, gdy jej partner wyszedł z domu, poszłam do niej. Była w opłakanym stanie, zapłakana, potargana, pobita... Zaczęłam mówić jej o niebieskiej karcie, doradzałam zostawienie tego okropnego patologicznego człowieka. Na początku była na tak, ale potem nagle zmieniła zdanie. Kazała mi wyjść i nie mieszać się do nieswoich spraw. Szczerze mówiąc, załamuję już ręce. Chyba znów muszę zacząć szukać nowego domu, bo nie jestem w stanie, patrzeć na to, co się tutaj dzieje.
Agata
Zobacz także: Mąż próbuje mi wmówić, że gotowanie i sprzątanie to moje obowiązki. Jego matka i siostra go w tym utwierdzają