Pół roku temu Artur zaczął rozkręcać swoją firmę. Od samego początku bardzo go wspierałam i kibicowałam mu. Jest zdolny, ambitny i naprawdę pracowity. Ma świetne pomysły. Wiem, że czeka go wielki sukces. Rozkręcanie biznesu to oczywiście rzecz niełatwa. Zdaję sobie sprawę z tego, że na dobre rezultaty trzeba trochę poczekać. Artur jednak tego nie przewidział. Moim zdaniem za szybko rzucił stałą pracę. Stawiając wszystko na jedną kartę, powinien zorganizować sobie choćby niewielką poduszkę finansową, ale tego nie zrobił. Od trzech miesięcy ciągle pożycza ode mnie pieniądze. Powoli zaczynam mieć tego dość.
Zobacz także: To imię nadawano kiedyś wyłącznie arystokratkom. Od zawsze kojarzyło się ze szlachetnością i zmysłowością
Nie jesteśmy parą z wieloletnim stażem i nie mamy wspólnych finansów. Spotykamy się dopiero od siedmiu miesięcy. Zależy mi na nim. Poważnie o nim myślę, więc na początku nie przeszkadzało mi to, że płacę za niego w trakcie wyjść do restauracji. Potem jednak do opłacania wyjść do knajp i kina, dołączyły się prośby o „kilka stów”. Mówi, że odda mi z nawiązką, kiedy tylko zacznie porządnie zarabiać. Opowiada, że pożycza na tydzień, góra dwa, ale nigdy ich nie oddaje...
Ostatnio zaczęłam poruszać ten temat. Znów zaproponował mi, żebyśmy gdzieś wyskoczyli. Dodał, że w kolejnym tygodniu będzie mógł mi oddać za dzisiejszy wypad. Zirytowałam się. Odpowiedziałam, że jeśli nie ma funduszy na jedzenie na mieście, to lepiej zostańmy w domu. I tu przecież możemy miło spędzić czas. Zmarkotniał i powiedział, że ma wielką ochotę na wyjście. Pieniądze nagle cudem się znalazły... Poczułam się oszukana. Nie jestem majętną osobą. Nie zamierzam go wspomagać. Nie podoba mi się też jego stosunek do pożyczania pieniędzy. Zaczął tracić przez to w moich oczach...
Maja
Zobacz także: LIST: „Czuję się brzydsza od przyjaciółki. Wszyscy zwracają uwagę tylko na nią”