Jesteśmy z Michałem parą od siedmiu miesięcy. Myślałam, że etap poznawania się mamy już za sobą. Byłam przekonana, że to ktoś dla mnie. Poczułam się z nim naprawdę szczęśliwa, doceniona i kochana jak nigdy dotąd. Niestety zaczęłam zauważać, że Michał ma skłonności do kłamstwa. Kłamie jakby dla sportu, bo jego nagminne naciąganie prawdy nie dotyczy wcale ważnych rzeczy i poważnych tematów, a drobnostek. Kłamie jak z nut, chociaż wcale nie musi. Nie potrafię go zrozumieć.
Zobacz także: Zamarzył mi się podwójny ślub. Niestety mój narzeczony nie chce o tym słyszeć
Na początku go usprawiedliwiałam. Myślałam nawet, że może to ja nie nadążałam z jego opowieściami i ciągle ulatywał mi z nich jakiś szczegół. Potem jednak doszłam do przykrego wniosku, że Michał ma skłonności do bajdurzenia. Nie potrafi być do końca szczery. Zawsze musi dodać do swojej historii jakiś dodatkowy szczegół, mimo że to niepotrzebne. Wraca na przykład z cukierni i opowiada z pasją o tym, że kupił dla nas ostatnie dwa kawałki sernika karmelowego. Tylko że ja wróciłam z niej kilka minut przed nim i nie wiedząc o tym, że kupi coś do kawy, też wybrałam sernik. Wzięłam dwa pierwsze kawałki z wielkiej blachy... Gdy wychodzi na jaw, że nie mówi prawdy, zamyka się w sobie. Chodzi potem obrażony przez cały dzień. Nie potrafi wytłumaczyć, po co opowiada te dziwne historyjki. Takie sytuacje powtarzają się cały czas.
Okropnie mnie to irytuje. Nie znoszę kłamczuchów, więc jego zachowanie doprowadza mnie do szału. Dałam mu ultimatum. Jeżeli jeszcze raz mnie okłamie, nawet w błahej sprawie, to z nami koniec...
Katarzyna
Zobacz także: Muszę pogratulować teściowej talentu. Doskonale okręciła sobie mojego męża wokół palca...