Poznałam B. na urodzinach znajomych. To był wspaniały wieczór. Upał, grill w ogrodzie, świetny klimat, jaki długo się wspomina. Od razu przypadliśmy sobie do gustu. Był raczej małomówny, ale naprawdę uroczy. Biło od niego jakieś niezwykłe ciepło, zaintrygował mnie. Kończył właśnie fizykę i pięknie opowiadał o niej jako o swojej największej pasji. Miałam też wrażenie, że to człowiek, na jakim można polegać, szczery i dobry. Bardzo szybko się zauroczyłam. Od tamtej imprezy jesteśmy nierozłączni.
Na urodzinowy wieczór był też zaproszony brat B. I on wydawał się mną zainteresowany. Już wtedy wydało mi się to dziwne. Przecież doskonale widział, że B. stara się o moje względy. Pomyślałam sobie „jak można wchodzić tak w paradę własnemu bratu...?”.
Zobacz także: Od ponad roku ukrywam depresję. Już dłużej nie mogę...
Najgorsze jest to, że jego zainteresowanie mną wcale nie mija, a już od roku jesteśmy z B. parą. Przez kilka pierwszych miesięcy wszyscy razem regularnie się widywaliśmy. K. także należał do paczki przyjaciół. Z każdym spotkaniem zachowywał się coraz bardziej irytująco. Ewidentnie zalecał się do mnie na oczach swojego brata... To po prostu niesmaczne.
K. to zupełne przeciwieństwo B. Jest ekstrawertykiem, zawsze staje się gwiazdą wieczoru, sypie kawałami itd. Ludzie za nim przepadają. Mimo to odnoszę wrażenie, że ma sporo kompleksów i uważa B. za swojego rywala.
Na początku B. nie brał tego do siebie. Traktuje K. jak typowego młodszego brata i wybacza mu jego wyskoki. Ostatnio jednak miarka się przebrała. K. zaczął wysyłać do mnie niestosowne smsy... Na Wigilii doszło przez to do awantury, w pierwszy dzień Świąt także. Rodzice B. i K. patrzyli na mnie potem jak na winowajczynię... Choć absolutnie nic złego nie zrobiłam, w ich oczach jestem modliszką, która skłóciła na dobre braci.
M.
Zobacz także: Doszło do mnie, że nie kocham partnera dzień po tym, jak mi się oświadczył...