Poznałam Marka pół roku po bardzo bolesnym rozstaniu. Był zupełnym przeciwieństwem faceta, który złamał mi serce. Ujął mnie swoją szarmanckością, opiekuńczością, delikatnością. Nie zamierzałam jeszcze z nikim się wiązać, ale wciąż zabiegł o moją uwagę. Na każdym kroku udowadniał mi, że naprawdę mu na mnie zależy. W końcu zaczęliśmy się spotykać.
Zobacz także: To niezwykłe rzadkie imię wywodzi się z języka francuskiego. Kobiety, które je nosiły, uważano za pełne magnetyzmu
Jeszcze z nikim nie czułam się tak bezpieczna. Wiedziałam, że to osoba, na jakiej można polegać, która nigdy mnie nie zawiedzie. Zawsze miałam słabość do typu „niegrzecznych chłopców”, temperamentnych facetów, jacy ciągle gubili się we własnych emocjach, jakich wciąż musiałam ratować z opałów i którzy doprowadzali mnie na emocjonalny skraj. Marek przez prawie dwa lata naszego związku ani razu nie zrobił mi nawet najmniejszej przykrości. To człowiek o niespotykanie szlachetnym sercu.
Miesiąc temu nagle mi się oświadczył. Wcześniej nie rozmawialiśmy o ślubie. Zamieszkaliśmy razem mniej więcej po roku, ale nie robiliśmy żadnych planów. Zupełnie mnie zaskoczył. To niestety wcale nie najszczęśliwsza, ale tragiczna chwila mojego życia. Dzień po zaręczynach nagle doszło do mnie, że nie jest człowiekiem, z jakim chciałabym spędzić całe swoje życie.
Jestem w totalnej rozsypce... Nie wiem, jak mam mu powiedzieć, że odchodzę i zrywam zaręczyny. Nie jestem w stanie złamać mu serca. Naprawdę nie zasłużył na taki los... Czuję, że jest moim najlepszym przyjacielem. Uwielbiam spędzać z nim czas, ale nie wariuję na jego punkcie. Nie pociąga mnie fizycznie, nie mam ochoty go nawet całować...
Nie mam pojęcia, jak wyplątać się z tej sytuacji. Na razie nie mam odwagi stawić jej czoła.
M.
Zobacz także: Chłopak chce znać każdy szczegół z mojego życia... W naszym związku nie ma prywatności