Osoby borykające się z syndromem prymuski, cierpią na chorobliwy perfekcjonizm. Nieustannie stawiają sobie niezdrowo wysokie poprzeczki. Bardzo wiele od siebie wymagają. Tytanicznie pracują, osiągając zazwyczaj doskonałe rezultaty i zdobywając coraz to nowsze tytuły oraz awanse, jednakże nigdy nie są z siebie w pełni zadowolone. Dążenie do doskonałości wywołuje w nich więc frustrację i niepokój. Mają problemy z samoakceptacją oraz skłonności do porównywania się z innymi. Co więcej, widzą się zazwyczaj w krzywym zwierciadle, ponieważ pomimo mnóstwa zasług i sukcesów, w owych porównaniach zawsze wypadają znacznie gorzej od pozostałych.
Zobacz także: Cecha charakteru, która przedłuża życie. Jeśli ją posiadasz, jesteś prawdziwą szczęściarą
Kobiety dotknięte syndromem prymuski nie potrafią radzić sobie nawet z najmniejszymi porażkami. Jakiekolwiek niepowodzenie, choćby to należące do najbłahszych, przeżywają przez bardzo długi czas. Przy takich okazjach wpadają w pułapkę myśli - nieustannie rozmyślają o swoich wadach, czy niedociągnięciach, jakich się dopuściły. Są dla siebie niezwykłe surowe. Z podobną przypadłością od lat walczy także jedna z naszych czytelniczek.
„Moje życie od wielu lat przypomina niekończący się wyścig - z czasem i ze swoimi słabościami. Nie potrafię się zatrzymać i zacząć normalnie żyć. Od dzieciństwa wpajano mi, że jeśli chcę cokolwiek osiągnąć, muszę być najlepsza. Ojciec wciąż mi powtarzał, że drugie i trzecie miejsca są przeznaczone dla nieudaczników i ofiar losu. Każda czwórka z plusem, jaką otrzymałam ze sprawdzianu, była traktowana jak porażka. W takich chwilach matka załamywała ręce, mówiąc że jak tak dalej pójdzie, będą robiła karierę jako sprzątaczka... Robiłam więc wszystko, aby rodzice byli ze mnie zadowoleni.
Zawsze pracowałam ponad siły, ale i tak nie byłam za to chwalona. Miałam najlepsze wyniki w szkole, ale w domu to mój brat był uważany za geniusza i kogoś znacznie bardziej wartościowego niż ja. Wygrywałam międzynarodowe konkursy, bez problemu dostałam się na prestiżową uczelnię, którą skończyłam z wyróżnieniem, ale nie usłyszałam nawet słowa gratulacji.
To chyba przez to nigdy nie opuszcza mnie jednak uczucie beznadziejności. Choćbym nie wiadomo czego dokonała i tak uważam się za nieudacznicę, kogoś gorszego od innych. Nigdy nie jestem z siebie zadowolona. Wpadłam przez to w pracoholizm. Nie umiem się w pełni zrelaksować. Żyję w stanie wiecznego napięcia, przez co miewam często stany depresyjne. Nie mogę ułożyć sobie też życia prywatnego. Gdy zaczynam się z kimś spotykać, przez cały czas mam katastroficzne myśli, że lada chwila przejrzy na oczy i zostawi mnie na lodzie...”.
K.
Zobacz także: „Wciąż porównuję się do jego byłej dziewczyny”. Na czym polega i kogo dotyka syndrom Rebeki?