Wiele par z naszego otoczenia nierzadko bardzo nas zaskakuje. Wydają się być kompletnie niedopasowani. Niemalże na każdym spotkaniu towarzyskim na światło dzienne wychodzą różnice w ich temperamentach, poglądach, czy planach dotyczących dalszej przyszłości. Nieustannie zdarzają się między nimi nieporozumienia. Wciąż się ze sobą kłócą. Niekiedy nie mogą na siebie patrzeć i nawzajem obiecują sobie, że lada moment się wyprowadzą i w końcu zaczną żyć inaczej, na pewno bardziej szczęśliwie. Mimo awantur i regularnych kryzysów trwają ze sobą przez długie lata. Po prostu nie mogą bez siebie żyć.
Zobacz także: „Bagaż z mojego poprzedniego związku okazał się za ciężki...”
Mnóstwo par funkcjonuje w sposób szczególny, wręcz niezrozumiały dla ich otoczenia. Ich związki można przyrównać do siły tajfunu. Rzadko kiedy można zauważyć w ich relacjach harmonię. Kochają się szaleńczo i w równie szaleńczy sposób się ranią. Podobna sytuacja spotkała jedną z naszych czytelniczek.
„Poznałam S. na urodzinach koleżanki z roku. To było bardzo romantyczne spotkanie. Myślę, że zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. Przez długi czas nie mogliśmy być nierozłączni, jak o tym marzyliśmy. Studiowaliśmy w innych miastach. Przez dwa lata dojeżdżaliśmy do siebie.
Wiedziałam, że to facet dla mnie. Jeszcze nikt nigdy nie imponował mi tak swoją kreatywnością i odwagą. S. to prawdziwy indywidualista. Inni faceci, z jakimi się spotykałam wydawali się przy nim nieporadnymi szarymi ludźmi, których najbardziej pociągała rutyna. Po studiach w końcu razem zamieszkaliśmy.
Czasami nasze życie wydaje mi się wariackie. Oboje jesteśmy bardzo temperamentni. Często się kłócimy. Problem w tym, że nie są to zwykłe spory, ale wykańczające psychicznie wielodniowe awantury.
Zdaję sobie sprawę, że nasz związek jest toksyczny. Rozstawaliśmy się chyba już z dwadzieścia razy. Najdłużej wytrzymaliśmy bez siebie trzy dni. Zawsze do siebie wracamy. Znajomi śmieją się, że jesteśmy jak para z filmu Vicky Cristina Barcelona, María Elena i Juan Antonio. Dużo w tym prawdy... I ja jak María Elena dopuszczam się czasem rękoczynów... Dla nas to jednak śmiech przez łzy. Nasza codzienność to nie film. Wiem, że bez S. moje życie nie mam sensu. Kocham go nad życie, ale czasem wręcz nienawidzę. Chyba jesteśmy na siebie skazani...”.
Milena
Zobacz także: „Dwoiłam się i troiłam, ale on nigdy nie był ze mnie zadowolony...”. Wykańczający związek z psychofagiem