M. był moim pierwszym chłopakiem. Poznaliśmy się w liceum, ja dopiero zaczynałam szkołę, on ją kończył. Od tego czasu byliśmy nierozłączni. Świetnie się dogadywaliśmy. Mieliśmy wspólne pasje i marzenia. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Poprosił mnie o rękę, gdy byłam na trzecim roku studiów. Zgodziłam się bez namysłu.
Przez kolejne dwa lata po ślubie żyliśmy idealnym życiem. Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy M. znalazł nową pracę. W pewnym momencie przestałam go poznawać. Nie był już czuły i opiekuńczy, ale zgorzkniały i złośliwy. Miałam wrażenie, że moja obecność go irytuje. Starałam się być dla niego wyrozumiała. Robiłam, co mogłam, żeby atmosfera w domu była przyjemna i pozytywna, ale nic to nie dało. Coraz rzadziej spędzał ze mną czas, wciąż tłumacząc się służbowymi wyjazdami i natłokiem pracy. Z tygodnia na tydzień było coraz gorzej. W ogóle przestał mnie zauważać. Byłam pewna, że ma romans.
Nie myliłam się. Któregoś dnia dostałam tajemniczy anonimowy list. Kilka zdań od życzliwej przyjaciółki M., która wyjaśniła mi, że od dawna to ona jest jego numerem jeden i żebym przestała łudzić się, że nasze małżeństwo przetrwa do końca roku.
Zobacz także: Byłam dla niego kimś na przeczekanie...
Nie czułam się wtedy zrozpaczona. Byłam wściekła. Wściekła jak nigdy w życiu. Dlaczego tak mnie upokorzył? Dlaczego nie mógł porozmawiać ze mną jak cywilizowany człowiek i opowiedzieć o swoich uczuciach? Nie zatrzymywałabym go na siłę... Przeżyłabym szok, ale rozstalibyśmy się jak przyjaciele. Stracił mój szacunek dosłownie w chwilę. Przekreślił tyle lat naszego wspólnego szczęśliwego życia...
Nie myślałam racjonalnie. Postanowiłam, że się na nim zemszczę i zrobię wszystko, żeby utrzeć nosa jego kochance. Gdy wrócił z kolejnego wyjazdu nie dałam po sobie poznać, że wiem o wszystkim. Przygotowałam romantyczną kolację. Otworzyłam wino. Byłam naprawdę czarująca i w końcu udało mi się zaciągnąć go do łóżka. Tak jak się spodziewałam, zaszłam wtedy w ciążę... Gdy się o tym dowiedział, zaniemówił na... kilka godzin. Potem powiedział, że się cieszy. I faktycznie zaczął się zmieniać. Miałam pewność, że porzucił tą drugą...
Z tygodnia na tydzień nabierałam jednak pewności, że nasza relacja już nigdy nie będzie możliwa do naprawienia. Nie mogłam na niego patrzeć. Drażnił mnie nawet jego zapach. Porzuciłam go, będąc w dziewiątym miesiącu ciąży. Gdybym poczekała do rozwiązania, pewnie nadal tkwiłabym w tym związku. Wiem, że to była najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć. Z pomocą rodziny i przyjaciół zaczęłam nowe życie, jestem szczęśliwa. Od porodu minął rok, a M. nadal jest zupełnie skołowany. Oby był lepszym ojcem niż mężem.
K.
Zobacz także: Mój partner ma romans z mężatką...