Hasło situationships ostatnimi czasy nieustanne pojawia się na TikToku. Mnóstwo osób określa je jako jeden z najgorszych i najbardziej egoistycznych randkowych trendów. Nietrudno się dziwić tej ogromnej fali krytyki. Situationships to bowiem innymi słowy związki na przeczekanie. Jeżeli obie strony doskonale znają swoje intencje, nie można mieć do nich zastrzeżeń. Gorzej, gdy tylko jedna ze stron wstępuje w relację z przysłowiowego braku laku...
Zobacz także: „Kontroluje, więc kocha”. Niepokojące sygnały, że Twój partner jest zbyt zaborczy
Pragmatyczne situationships niemałą liczbę osób zostawiają ze złamanym sercami. Ot, mają one nadzieję na obiecujący związek i a tu nagle okazuje się, że ktoś związał się z nimi jedynie dlatego, że obawiał się dłuższej abstynencji seksualnej, czy samotności. Nie mając póki co innego wyboru, spotykał się z nimi, mimo że raczej nie wywoływały w nim większych emocji. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jeżeli na jej drodze pojawi się ktoś atrakcyjniejszy, czy bardziej intrygujący, błyskawicznie porzuci aktualnego partnera, czy partnerkę.
Bycie w związku, jaki można określić mianem situationship, wiele kosztowało N.:
„ Poznałam M. u znajomych na imprezie sylwestrowej. O jego uwagę zabiegało kilka bardzo atrakcyjnych dziewczyn. Nie było się czemu dziwić. Był naprawdę ciekawy - czarujący, atrakcyjny, świetnie zbudowany, właśnie robił specjalizację z chirurgii. Dziwiłam się, gdy to mnie zaczął zagadywać. Na początku nie widziałam nas razem. Byliśmy jak ogień i woda. Sądziłam, że związek opanowanego stonowanego lekarza i graficzki ekstrawertyczki nie może się udać. Nasza relacja zaczęła się jednak rozwijać w szybkim tempie. Wkrótce zakochałam się po uszy. Byłam pewna tego, że on też. Niestety bardzo się myliłam.
Po roku bycia razem, M. nagle mnie zostawił. Nie pokłóciliśmy się, nie mieliśmy najmniejszego kryzysu. Byłam przekonana o tym, że to świetnie zapowiadający się związek, pewnie wieloletnia miłość. Myślałam o nim jak o swojej przyszłości.
Pewnego razu M. pojechał na dyżur i... już nie wrócił. Gdy wychodził, miał ze sobą sporą torbę. Zapytałam co to, odpowiedział, że potem wybiera się na trening. Nie nabrałam żadnych podejrzeń. Gdy wyszedł, znalazłam na swoim biurku list. Pisał, że zakochał się w koleżance z pracy, że było mu ze mną miło i że życzy mi powodzenia. Tyle. Po roku zaangażowania w relację byłam warta trzech zdań wyjaśnienia... Tak, dokładnie trzech. Zajrzałam do szafy, zniknęły wszystkie jego rzeczy.
Nie mogę zrozumieć, jak mógł zostawić mnie w ten sposób. Jak można być aż takim tchórzem... Był ze mną tylko dlatego, że nie chciał być sam. Teraz przypominam sobie, jak wielokrotnie narzekał, że nie czuje się za dobrze w samotności i że musi zawsze musi mieć towarzystwo. Po tej sytuacji wpadłam w depresję. Nie mogłam się otrząsnąć przez półtora roku...”
N.
Zobacz także: Stworzenie z tym mężczyzną harmonijnej relacji graniczy z cudem. Nigdy nie będziesz w jego życiu najważniejsza...