Trend zwany quiet dumping, jaki jest znany też pod nazwą quiet quitting, to innymi słowy cicha rezygnacja. Początkowo zjawisko było związane przede wszystkim z życiem zawodowym. Polegało na dawaniu z siebie absolutnego minimum.
Ludzie, jacy się nim zainspirowali, byli zmęczeni nieustannym funkcjonowaniem na pełnych obrotach dla dobra nie dających im w zamian za wiele pracodawców. Czuli się wykorzystywani i sfrustrowani. Tym samym postanowili, że raz na zawsze zerwą z życiem służalczych pracowników, których nieszlachetnie i dla własnego zysku wyciska się jak przysłowiowe cytryny. Odtąd dobrze wykonywali swoje obowiązki, jednakże nie wkładali już w nie serc. Nie zostawali po godzinach. Nie dawali się zmanipulować korporacyjnymi sztuczkami. Robili tyle, ile musieli, aby nie zostać wyrzuconymi. Woleli spełniać się na innych życiowych polach - w ogóle nie zależało im na awansach i pochwałach.
Zobacz także: Tajemnice umysłu. Na czym polega hipnoza i jakie przypadłości można nią wyleczyć?
Ostatnimi czasy o quiet dumping zaczęło się mówić w kontekście związkowym. W tym przypadku zjawisko nabrało jednak znacznie mniej pozytywnego znaczenia. Dawanie z siebie w relacji wspomnianego absolutnego minimum wiąże się niestety z wielką hipokryzją i całkowitym brakiem empatii. To po prostu bycie z kimś dla wygody. Niestety ów niebezpieczny trend przybiera na sile. Doświadczyła go na własnej skórze nasza czytelniczka Marzena:
„Byliśmy z K. razem przez dwa lata. Pierwszy rok relacji mogę określić jako świetny. Dogadywaliśmy się na każdym polu. Nie mogliśmy się sobą nacieszyć. Chyba pierwszy raz w życiu byłam tak zakochana. On też zakochał się po uszy. Opowiadał, że jestem jego przyszłością, bratnią duszą, której tak długo szukał. Zaproponował mi, żebyśmy ze sobą zamieszkali. Odziedziczyłam niedawno mieszkanie po babci. Mieliśmy zamieszkać w nim razem. Bardzo pomagał mi w remoncie, angażował się w dobieranie mebli itd.
W drugim roku, kiedy już się do mnie wprowadził, wszystko nieoczekiwanie zaczęło się psuć. Bardzo ciężko było mi w to uwierzyć. Nie przeżyliśmy żadnego kryzysu. Po prostu z dnia na dzień jego zainteresowanie moją osobą znacznie osłabło. Coraz rzadziej spędzał ze mną czas. Wciąż tłumaczył się pracą. Regularnie wybywał na służbowe wyjazdy. Zupełnie przestał przypominać czułego czarującego faceta, z jakim się związałam. Bywał zimny, cyniczny... Czułam, że coś jest nie tak, ale nadal go kochałam. Starałam się z całych sił, by znów zaczął mnie zauważać. Na próżno.
Raz przez przypadek zostawił swój telefon w kuchni. Na wyświetlaczu pojawiło się moje imię. Musiałam sprawdzić... Okazało się, że ma romans. Nie to było jednak najgorsze. Razem ze swoją „nową przyjaciółką” kpili ze mnie. Przeczytałam też inne wiadomości... K. romansował z mężatką. Planowali, że zaczną być razem dopiero za rok, kiedy uporządkują swoje sprawy finansowe.
Mieszkał ze mną tylko dla oszczędności. Darmowy dach nad głową i zawsze pełna lodówka były dla niego świetnym wabikiem. Do mnie nie czuł praktycznie nic. Był tchórzem. Na koniec tłumaczył się, że nie potrafił ze mną zerwać. Miał nadzieję, że w końcu sama przejrzę na oczy i go zostawię...”.
Zobacz także: Stworzenie stabilnego związku z tym typem mężczyzny jest niełatwe. Życie z nim to prawdziwe wyzwanie