W miniony weekend jechałam na spotkanie z przyjaciółką. Była jakaś 18-19:00. Wsiadam zawsze na zajezdni, bo mieszkam niedaleko. Tam na ogół jest mało osób, kolejne dosiadają się na następnych przystankach. Razem ze mną do tramwaju wsiadł facet po 30-tce. Od razu do mnie podszedł i zapytał, czy może mi coś powiedzieć.
Przestraszyłam się, bo jechaliśmy sami drugim wagonem. Motorniczy był w pierwszym. Facet dosiadł się do mnie. Powiedział, że jestem piękna i że chciałby zabrać mnie dzisiaj na drinka. Gapił się na mnie, oblizywał, w pewnym momencie położył mi nawet ręce na kolanach. Sparaliżowało mnie. Nie wiedziałam, jak się zachować. Zwyczajnie się bałam, bo to obcy człowiek i nie wiedziałam, jak zareaguje. Ta cała sytuacja przedłużała się w nieskończoność, bo tramwaj stał na kilku światłach, zanim dotarł do następnego przystanku. Tam wstałam z miejsca, bez słowa, i po prostu pobiegłam do pierwszego wagonu, gdzie dosiadło się parę osób.
Zobacz także: Nie stać mnie na nianię
Poczułam się bezpieczniej, ale i tak co pewien czas oglądałam się, czy w drugim wagonie wciąż jedzie tamten facet. Obserwował mnie, uśmiechał się nawet. W końcu wysiadł na którymś przystanku, zrobił nieprzyzwoity gest w moim kierunku, a ja pojechałam dalej.
Nie wiem, jaka jest najwłaściwsza reakcja na takie zachowanie. Zwyczajnie się bałam, byliśmy przecież w wagonie sami. Krzyczeć? Spychać takie łapska stanowczo z siebie? A może robić dobrą minę do złej gry?
Od tamtej pory mam uraz do jeżdżenia komunikacją. Ciągle się boję, że znów go spotkam.
Magda