Rok temu we wrześniu przechodziłam bardzo trudne chwile. Nie układało nam się z mężem od dłuższego czasu. Uważałam, że za mało angażuje się w życie rodzinne i wychowanie naszych córek. Ciągle siedział po godzinach w pracy, a w weekendy spotykał się z kumplami. Na mojej głowie był cały dom i praca w biurze na pół etatu. Dochodziło między nami do kłótni.
Po jednej z nich powiedział, że ma już tego dość i się wyprowadza. Spakował kilka rzeczy do walizki i wyniósł się z domu na trzy tygodnie. Pomieszkiwał w tym czasie u kumpla i w hotelach. Próbowałam się z nim spotkać, porozmawiać, ale nie chciał. Mówił, że musi sobie wszystko przemyśleć. Odchodziłam wtedy od zmysłów, ciągle płakałam. Chciałam, żeby wrócił i zaangażował się bardziej w życie rodzinne, a tymczasem on zdecydował o nagłej separacji.
Zobacz także: Nie stać mnie na nianię
Po niecałym miesiącu wrócił do domu. Przeprosił, powiedział, że kocha mnie i dziewczynki. Byłam szczęśliwa. Początkowo wiele rzeczy zmieniło się na plus. Faktycznie nie zostawał w pracy po godzinach, weekendy spędzał z nami. Od końca sierpnia wróciły jednak stare nawyki. Znów jest go z nami mniej, znów wszystko jest ważniejsze niż dzieci i ja. Nie chodzi mi o to, żeby był uwiązany w domu na smyczy, ale to chyba nie fair, że imprezuje i w piątki, i w soboty. W niedziele jest z kolei skacowany i śpi cały dzień.
Mam ochotę poważnie z nim o tym porozmawiać, ale gryzę się w język. Boję się, że awantura znowu doprowadzi do jego wyprowadzki, tym razem na dobre. Nie chcę, żebyśmy się rozstali. Kocham go, zależy mi na nim, córki nie widzą poza nim świata. Chciałabym tylko, żeby zmienił swoje nawyki. Co powinnam zrobić? Doradźcie, bo jestem załamana i nie widzę dobrego wyjścia z tej sytuacji.
Marzena