Mam zrobione prawo jazdy. Egzamin zdałam 10 lat temu, ale od tamtego czasu siedziałam za kierownicą może ze trzy, cztery razy. Prawo jazdy było prezentem od moich rodziców na 18-tkę. Sama z siebie nigdy bym go nie zrobiła, bo zwyczajnie nie czuję, że to dla mnie. Za kółkiem czuję się niepewnie. Mimo to zdałam za pierwszym razem, co wydaje mi się dziwne, bo naprawdę nie jeżdżę dobrze.
Gdybym teraz miała wsiąść za kierownicę, musiałabym przypomnieć sobie dosłownie wszystko. Nie pamiętam zasad drogowych, zmiany biegów, i tak dalej, i tak dalej. Nic. Mimo to partner coraz częściej zmusza mnie do tego, żebym poszła na jazdy doszkalające. Przeszkadza mu, że w naszym związku tylko on jest kierowcą. Tutaj od razu dodam, że nie traktuję go jak swojego szofera. Jak muszę gdzieś dojechać, robię to komunikacją lub taksówką.
Zobacz także: Nie stać mnie na nianię
Mimo to on naciska, żebym zaczęła jeździć autem, bo mogłabym go wtedy na przykład odebrać w środku nocy z jakiejś imprezy albo w razie jak mu się coś stanie, zawieźć go do szpitala. Jestem świadoma, że prawo jazdy to przydatna rzecz, ale z drugiej strony liczą się też jakieś umiejętności i chęci do prowadzenia auta. We mnie jest lęk i zawsze był, nawet na jazdach z instruktorem.
Dość mam już naszych kłótni o to. On swoje, ja swoje. Czemu on nie potrafi zrozumieć, że ja po prostu nie nadaję się na kierowcę?
K.