Już dawno zrozumiałam, że moja rodzina nie da mi wsparcia, jakiego potrzebuję. Rodzice i dziadkowie wspierali wyłącznie moją o rok młodszą siostrę. Zawsze byłam jej przeciwieństwem - tą brzydszą, mniej uzdolnioną i ambitną, bardziej leniwą, pyskatą, ciągle mającą jakieś bezsensowne szalone pomysły i zadającą się z nieodpowiednim towarzystwem. Mam dwadzieścia siedem lat i boli mnie to każdego dnia.
Zobacz także: Czy moje małżeństwo da się jeszcze uratować?
Od kiedy pamiętam, moja rodzina nieustannie mnie krytykuje. Czegokolwiek bym nie zrobiła, zawsze czeka mnie negatywny osąd. Mogłam się starać z całych sił, robić rzeczy, z których inni rodzice byliby dumni, ale bardzo rzadko słyszałam pochwały. Najczęściej pochwałą był po prostu brak krytyki.
Wszystko przez to, że zupełnie nie pasuję do mojej rodziny. Od dzieciństwa czułam się w domu jak podrzutek. Jestem wrażliwą ekstrawertyczką, energiczną, zakochaną w literaturze i sztuce. Uwielbiam podróżować. Rodzice i dziadkowie są bardzo konserwatywni, poważni i zamknięci w sobie. Życzyli sobie, aby ich córki, jak i wnuczki były podobne do nich - ciche, kulturalne, ułożone. Żeby przypadkiem nie wypowiadały swoich opinii i robiły to, co im się nakaże.
Mojej siostrze odpowiadał taki model. Ma charakter zbliżony do osobowości matki. Nie przeszkadza jej wchodzenie w poddańczą rolę. Wręcz lubi, gdy mówi się jej, co ma robić. Niedecydowanie o sobie jest dla niej wygodne. To rodzice od zawsze wybierali jej znajomych. potem szkołę i kierunek studiów, a nawet chłopaka... Dzięki temu zyskała ich aprobatę i wielką miłość. Dla mnie nie zostało nic.
Od liceum zaczęłam się buntować. Nie mogłam już udawać i kopiować zachowań mojej siostry. I tak zawsze byłam tą gorszą córką. Zaczęłam ubierać się w punkowym stylu. Ścięłam długie blond włosy, które według mojej matki były moją jedyną ozdobą. Choć rodzice kazali mi pójść do klasy matematycznej, zmieniłam ją potem na humanistyczną. Przestałam chodzić na religię. Czara ich goryczy przelała się, gdy postanowiłam zdawać na grafikę na ASP. Chcieli żebym poszła na politechnikę jak wszyscy w rodzinie.
Chociaż egzaminy na ASP były bardzo trudne, stawiło się na nich mnóstwo chętnych i przyjmowali tyko dziesięć osób, a ja zostałam przyjęta, nikt mi nie pogratulował. Cała rodzina się na mnie obraziła. Usłyszałam, że to nie studia, że nie będą mi przecież gratulowali dostania się na kursik plastyczny i że jest im za mnie wstyd. Tak się starali dobrze mnie wychować i wszystko na nic... Nie odzywali się do mnie przez pół roku. Powiedzieli, że nie mają ochoty widzieć mnie przy świątecznym stole. W Wigilię siedziałam sama w pokoju...
Tak jest do tej pory. Wszystko robię źle, mimo że odniosłam sukces i świetnie sobie radzę jako grafik. Brzydko wyglądam. Jestem za blada. Mam dziwnego chłopaka, który może i jest inżynierem, ale przez swoje tatuaże i tak do niczego w życiu nie dojdzie... Czuję się przez nich słaba i beznadziejna. To dlatego jak najrzadziej chcę widywać rodzinę. Nawet raz na rok to już dla mnie za dużo...
A.
Zobacz także: Jestem nadwrażliwa. Zdarza się, że publicznie wybucham płaczem