Kiedyś byłam przekonana o tym, że anoreksja dotyka w większości bardzo młode dziewczyny. Kojarzyła mi się z nastolatkami, które nie mogą poradzić sobie ze swoim zmieniającym się w kobiece ciałem, czy brakiem akceptacji, na jaki są wciąż narażone. Nie pomyślałabym, że zachoruję na nią w wieku dwudziestu ośmiu lat...
Zobacz także: Rzeczy, które faceci ukrywają przed dziewczynami w pierwszych miesiącach związku
Nigdy nie byłam osobą, która mogłaby narzekać na swój wygląd. Nie miałam skłonności do tycia. Od zawsze miałam szczupłą figurę, o którą bardzo dbałam. Regularnie bywałam na siłowni. Lubiłam swoje ciało, w pełni je akceptowałam. Wszystko zmieniło się w pewnym etapie mojego życia, jaki na pewno był jednym z najgorszych, jakie kiedykolwiek mnie spotkały.
W bardzo krótkim czasie ze spełnionej i bardzo szczęśliwej kobiety zmieniłam się w załamaną i przygaszoną. Partner, z jakim planowałam spędzić życie i z którym niedługo miałam wziąć ślub, zakochał się w swojej koleżance z biura. Odszedł ode mnie po sześciu latach związku. To wydarzenie spowodowało lawinę innych, równie nieprzyjemnych.
Zaczęłam wpadać w depresję, piłam za dużo alkoholu i pewnego razu zdarzyło mi się po nim prowadzić samochód. Odebrali mi prawo jazdy... Moje depresja jeszcze bardziej się pogłębiła. Zaczęłam zaniedbywać swoje obowiązki w pracy, o którą długo zabiegałam i którą bardzo lubiłam. Często brałam środki nasenne. Zdarzało mi się nie przyjść do pracy i obudzić koło południa. Szef znał moje problemy i był wyrozumiały, ale zarząd nie mógł ich dłużej tolerować. Wcale się im nie dziwię...
Zostałam zwolniona. Po kilku miesiącach zaczęłam odzyskiwać dawną chęć życia. Zapisałam się na studia podyplomowe, znalazłam ciekawą pracę, poznałam nowych sympatycznych znajomych. To wtedy zaczęłam bardzo przestrzegać restrykcyjnego jadłospisu.
To, że miałam nad czymś w pełni kontrolę, wprawiało mnie w dobry nastrój. Dieta trzymała mnie w ryzach, dając wielką satysfakcję. Ani się obejrzałam, jak zaczęłam popadać w żywieniową obsesję. Jadłam coraz mniej i mniej. Stawiałam sobie wyzwania - trzy dni bez śniadania, tydzień bez śniadania... Waga spadała na łeb na szyję. Gasłam w oczach.
Znów zaczęłam zaniedbywać swoje obowiązki, tym razem z wycieńczenia. Przez kilka miesięcy było lepiej, ale niestety ponownie wróciłam do swoich zgubnych zwyczajów. Dieta, a raczej niejedzenie stało się ośrodkiem mojego życia. Jeśli zaczynam się najadać do syta, czuję się jak przegrana o słabym charakterze. Nie wiem czemu, ale wracam emocjonalnie do czasu, kiedy byłam w największym dołku i na nic nie miałam wpływu.
Marzę o normalnym życiu, bez ważenia się po kilkanaście razy na dzień i nieustannego odmawiania sobie posiłków...
M.
Zobacz także: Rozstałam się z partnerem przez jego poglądy. Nie widziałam innego wyjścia