Dwa lata temu zostałam żoną Pawła. Od tego czasu czuję się bardzo nieszczęśliwa. Z niezbyt pewnej siebie dziewczyny przeobraziłam się w mocno stąpającą po ziemi kobietę. Zaczęłam się doceniać i lubić. Zwalczyłam swoje kompleksy. Mam zupełnie inne oczekiwania od życia niż kiedyś. O czym innym marzę... Chcę nadal rozwijać swoje umiejętności i założyć firmę. Odnoszę wrażenie, że Pawłowi to przeszkadza. Wolał, kiedy byłam zagubiona i nieasertywna - wtedy miał okazję mnie pocieszać, doradzać mi. Teraz tego nie potrzebuję...
Zobacz także: Niczego nie boję się tak, jak bliskości. Już po raz czwarty zerwałam zaręczyny...
Paweł był moją największą miłością. Jeszcze w nikim nie byłam tak zakochana. Przed ślubem byliśmy razem przez pięć lat. Przez ten czas dużo się zmieniło. Ja się zmieniłam... To dlatego nasz związek nie funkcjonuje tak, jak powinien. Paweł lubił, gdy byłam jego małą zagubioną kobietką. Czuł, że staje wtedy na męskiej wysokości zadania. Mógł być moim pocieszycielem i wybawcą, który załatwia za mnie masę rzeczy.
Teraz, kiedy nareszcie uporałam się z moimi problemami i sama potrafię o siebie zadbać, coraz częściej się irytuje. Zamiast cieszyć się z tego, że emocjonalnie stanęłam na nogi i nie jestem już zahukaną osobą, która ma kłopoty z samoakceptacją, ciągle chodzi niezadowolony. Robi mi awantury o to, że zamiast poświęcać czas jemu, zapisałam się na studia podyplomowe. Gdy powiedziałam mu o tym, że chcę założyć swoją działalność, przez ponad tydzień się do mnie odzywał. Nie rozumiem go. Przecież powinien mnie wspierać...
Od ponad roku chcę od niego odejść. Niestety chociaż podjęłam już decyzję i nie czuję do niego nic oprócz sentymentu, nie potrafię. To chyba przez to, że mam u niego dług wdzięczności. Gdyby nie jego wsparcie, nie stałabym się osobą, którą jestem dzisiaj...
Magda
Zobacz także: Mam ataki paniki. Boję się, że coś takiego przydarzy mi się w pracy