Arek wydawał się przez Internet normalnym chłopakiem. Dobrze nam się rozmawiało i sądziłam, że trafiłam na kogoś wartościowego. Gadaliśmy najpierw na Tinderze, a potem przeszliśmy na Messengera. Zanim ustaliliśmy termin spotkania na żywo, kilkukrotnie gadaliśmy też telefonicznie. Dosłownie nie mogłam się doczekać randki z nim.
Umówiliśmy się i z mojej strony nie zaiskrzyło. Uprzedzałam go wcześniej, żeby się na nic nie nastawiał, bo przez Internet można czuć chemię, a na żywo jej po prostu często nie ma. On mówił, że wie i że „zero presji z jego strony”. Na randce nie był w stanie jednak przyjąć do wiadomości, że z mojej strony nic nie kliknęło. On stwierdził, że jestem jego ideałem i że całe życie marzył o takiej kobiecie, jak ja. Dziwnie mi się tego słuchało, ale starałam się być kulturalna i tłumaczyć mu, żeby szukał dalej. Spędziliśmy razem półtorej godziny i wróciłam do domu.
Zobacz także: On oczekuje, że usunę konto na Tinderze...
Tego samego wieczoru non stop do mnie pisał. Stwierdził, że zakochał się od pierwszego wejrzenia i że zrobi wszystko, żebym też go pokochała. Brzmiał dosłownie jak jakiś wariat. Kto wypisuje takie rzeczy po kilku dniach rozmowy przez Internet i po jednym spotkaniu?
Najpierw mu odpisywałam, wyjaśniałam, że nie będę się do niczego zmuszać, a już na pewno do uczuć. To go jeszcze tylko bardziej nakręciło. Widzieliśmy się w piątek wieczorem i od tego czasu ciągle dostaję od niego wiadomości, SMS-y, telefony. Prosi, błaga o kolejne spotkanie. Wpędza mnie w jakieś poczucie winy, bo twierdzi, że nikt nigdy go tak nie skrzywdził, jak ja.
Tracę już do tego cierpliwość. Mogę go zablokować wszędzie, ale najgorsze jest to, że on wie, gdzie ja mieszkam, bo na samym początku znajomości, jak pytał, w której części miasta mieszkam, to wyszło na to, że moją sąsiadką jest jego kuzynka. Nie chcę, żeby tu przyjechał któregoś dnia i robił sceny.
Jak się pozbyć takiego natrętnego wielbiciela bez robienia większej afery?
Kinga