Przez wiele lat będąc nastolatką i na początku na studiach nie prowadziłam bogatego życia towarzyskiego. Pochodziłam z bardzo religijnej rodziny. Musiałam wracać bardzo wcześnie do domu, a jeśli moi rodzice zauważyli, że ktoś może mieć na mnie „zły” wpływ i namawiać mnie na wyjścia na domówki, czy imprezy, od razy zakazywali mi kontaktów z nim. Nie miałam zbyt wielu przyjaciół i wiele osób uważało mnie za dziwną.
Odżyłam, kiedy na trzecim roku studiów wyprowadziłam się z domu. Odseparowałam się od rodziny i przeniosłam się do innego miasta. Mogłam być sobą, nie musiałam już żyć zgodnie z moralnym kodeksem, jaki uważałam za absurdalny. Otworzyłam się na ludzi i wkrótce poznałam nowych wspaniałych znajomych. Zaczęłam czuć, że żyję. Nareszcie mogłam robić to, na co tylko miałam ochotę. W końcu nikt mnie nie kontrolował.
Zobacz także: Najbardziej lubię samotność. Czy coś ze mną nie tak?
Wtedy zakochałam się w Piotrze. Był moim pierwszym poważnym chłopakiem. To był piękny czas, nieokiełznane studenckie czasy. Imprezy, które zaczynały się piątkowym popołudniem i kończyły pod wieczór w niedzielę. Po studiach wszystko zaczęło się zmieniać. Piotr kiedyś uwielbiał wyjścia, ale zaczął od nich stronić. Mówił, że już się wyszalał i woli pójść do kina, a potem poczytać, a nie pić i tańczyć do upadłego do białego rana. Nie miał siły ani ochoty na takie rzeczy. Ja jednak nie wyobrażałam sobie weekendu bez podobnych atrakcji.
W tygodniu ciężko pracowałam. Dostałam się na doktorat i od rana do wieczora siedziałam w książkach. W weekend potrzebowałam resetu. Potrzebna mi była spora dawka alkoholu, atmosfera klubu, śmiech, totalne rozluźnienie. Czasami zostawałam z nim w sobotnie wieczory w domu. Wpadali do nas znajomi na kolację. Wychodzili o 23, a ja od tego czasu zirytowana chodziłam z kąta w kąt.
Czułam się przytłoczona, nieszczęśliwa. Chciałam się bawić, cieszyć młodością. Nie mogłam znieść leniwych weekendów, które uwielbiał Piotr. Przypominały mi się wydarzenia sprzed laty, kiedy byłam zmuszona siedzieć w domu, a inni fantastycznie się bawili. I tak coraz częściej wychodziłam na imprezy sama.
Coraz częściej zdarzały się nam kłótnie z tego powodu. Piotr na początku patrzył na to pobłażliwym okiem, ale zaczęły go męczyć moje imprezowe eskapady. Narzekał, że zachowuje się jak nastolatka - w weekend, kiedy powinniśmy cieszyć się swoją obecnością, ja w sobotę upijam się i imprezuję, a w niedzielę odsypiam i borykam się z konsekwencjami alkoholowego upojenia.
Zaczęliśmy się od siebie odsuwać. W końcu podjął decyzję o wyprowadzce. Powiedział, że mnie kocha, ale jeśli nie zrobię czegoś ze swoim uzależnieniem od imprez, nie mamy szans na szczęśliwy związek.
Rozumiem go i wiem, że mam duży problem. Bardzo chciałabym się z nim uporać, ale nie wiem jak... Czuję się coraz bardziej samotna. Coraz mniej znajomych ma ochotę ze mną wychodzić. Zakładają rodziny, faktycznie dorośli. Ja natomiast wróciłam do punktu wyjścia. Znów jestem odszczepieńcem i inni uważają mnie za dziwną...
Patrycja
Zobacz także: Moja najlepsza przyjaciółka wyprowadza się za granicę. Nie mogę jej tego wybaczyć...