Gdy poznałam Marcina był duszą towarzystwa. Zabawny, inteligentny, działał na wszystkich jak tabletka rozweselająca. Dla każdego miał dobre słowo. Każdego potrafił pocieszyć i nakręcić pozytywnie do życia, nawet największych ponuraków. Mało kto wiedział, jak wielkie problemy ma ze sobą. Patrząc na niego, nikt nie powiedziałby, że to człowiek, który może mieć epizody depresyjne...
Zobacz także: Czym jest syndrom pani Bovary?
Osiem lat temu przedstawiła mi go koleżanka z roku i od tego momentu byliśmy niemal nierozłączni. Jeszcze żaden mężczyzna tak mi nie imponował i nie miał na mnie tak dobrego wpływu. O swoich kłopotach powiedział mi dopiero po pół roku związku.
Pamiętam, że przez cztery dni nie odbierał telefonów ode mnie ani od znajomych. Nie otwierał mi drzwi, choć wiedziałam że był w domu - widziałam go przy oknie. Myślałam, że zwariuję. Kolejnego dnia w końcu się odezwał. Zmienił mu się głos, zupełnie jakby postarzał się o dekadę.
Od razu do niego pojechałam i... nie wierzyłam własnym oczom. Miał czerwoną zapłakaną twarz. Widać było, że od kilku dni się nie mył. Sam powiedział, że prawie nic nie jadł. Nie chodził na uczelnię. Pytałam, co robił przez ten czas. Wyszło na to, że niemal nic. Czasem wpatrywał się tylko we wciąż wydłużającą się listę nieodebranych połączeń. Nie był w stanie wtedy z nikim rozmawiać, nawet ze mną.
Okazało się, że w liceum zaczął chorować na depresję. Kilka razy trafiał na oddział psychiatryczny. Jest pod opieka lekarza psychiatry i bierze leki, ale mimo wszystko podobne załamania mu się przytrafiają. Nagle wpada w emocjonalną czarną dziurę. Zupełnie odrywa się od rzeczywistości. Nie mogę wytrzymać jego cierpienia. Za dużo wtedy palę, wypijam za wiele drinków. Staram się oderwać od przykrych myśli. Potem tylko załamuję ręce, bo wiem, że nie jestem w stanie w żaden sposób mu pomóc. Depresja zawsze ma nad nami przewagę.
Siedzi właśnie obok. Póki co spokojnie czyta, ale od rana widzę, jak w jego oczach gasną pełne ciepła, radosne błyski. Nieubłaganie nadchodzi to, co tak bardzo uprzykrza nam życie... Potrafię już to rozpoznać - jutro, a może nawet jeszcze dziś przestanie się do mnie odzywać. Nie będzie w stanie wstać z łóżka. Znów będą musiała zadzwonić do kilku jego klientów, że trzeba przesunąć terminy wykonania grafik.
Sama zaczynam się czuć coraz gorzej. Gdy Marcin ma świetne dni, mówimy o powiększeniu rodziny, ale coraz bardziej nie mogę sobie tego wyobrazić. Jeśli mi tak ciężko żyć z jego depresją, to co z dzieckiem? Jak wytłumaczę mu, dlaczego jego ojciec płacze i od paru dni nie jest w stanie się z nim pobawić?
Agnieszka
Zobacz także: Moja najlepsza przyjaciółka wyprowadza się za granicę. Nie mogę jej tego wybaczyć...