W życiu umawiałam się z różnymi facetami, ale nigdy nie było to spotkanie całkowicie w ciemno. Koleżanka postanowiła mnie zeswatać ze swoim kuzynem, który niedawno przeprowadził się do naszego miasta. Mam do niej zaufanie, więc wiedziałam, że byle kogo mi nie przyprowadzi.
Pierwsze wrażenie było naprawdę pozytywne. Wizualnie absolutnie mój typ, do tego bardzo dobrze wychowany. Wybrał porządny lokal, zarezerwował stolik i od razu widziałam, że traktuje sprawę poważnie. Rozmowa kleiła się od samego początku.
Nie trwało to jednak długo, bo jakiś kwadrans później stwierdził, że musi przerwać spotkanie. Niczego wprost nie powiedział, ale ewidentnie poczuł się urażony moim jednym pytaniem.
Gdybym coś faktycznie palnęła, to pół biedy. Wiedziałabym, że schrzaniłam sytuację i mogę mieć pretensje tylko do siebie. Ale ja naprawdę niczego złego nie zrobiłam. Chciałam tylko zaspokoić swoją ciekawość.
Zobacz także: Ograniczyłam kontakt z koleżankami, które mają dzieci
W czasie poprzednich randek wiele razy poruszałam ten temat i żaden chłopak nie zrobił aż takiej afery. Naprawdę nie ma o co. Kwestia dotyczyła tego, ile trwał jego najdłuższy związek. To sporo mówi o facecie, ale przecież to nie jest jakaś strasznie intymna sprawa.
Jak powie, że tydzień, to wiadomo z kim mam do czynienia. Jeśli kilka lat - widocznie jest stały w uczuciach, a kogoś takiego właśnie chciałabym poznać. On, zamiast szczerze odpowiedzieć albo zmienić temat, po prostu się obraził.
Widocznie trafiłam w czuły punkt, więc to nie jest facet dla mnie, ale i tak czuję się idiotycznie.
Oliwia