Jestem młodą rozwódką i wcale się z tego powodu nie cieszę. Wolałabym mieć pełną rodzinę, ale nasze drogi jednak się rozeszły. Dziecko mieszka u mnie, więc muszę zadbać o jego przyszłość. Normalne, prawda? Ale nie dla wszystkich.
Kiedy ktoś słyszy, że kolejny raz walczę o podwyżkę alimentów, to od razu przykleja mi się łatkę zachłannej utrzymanki. Ludzie chyba nie rozumieją, że to nie są pieniądze dla porzuconej żony, ale potomstwa.
Zobacz także: Ograniczyłam kontakt z koleżankami, które mają dzieci
W sądzie trzeba wykazać, jak dziecko żyło przed rozstaniem, jego potrzeby i możliwości pozwanego. Chodzi o racjonalne przesłanki. To nie żadna moja zachcianka, bo o siebie zadbać potrafię. Po prostu śledzę na bieżąco sytuację mojego eks i reaguję. Nie może być tak, że on śpi na pieniądzach, a nam brakuje na przeżycie.
Tym bardziej, że dziecko zostało przyzwyczajone do takiego, a nie innego poziomu życia. Później tatuś próbował kombinować i wypłacał grosze, ale moim zadaniem jako matki jest zadbanie o interesy potomstwa. Wcale nie o własną wygodę.
Niestety, nastawienie ludzi jest takie, że jak kobieta wyciąga ręce po należne pieniądze, to nie ma wstydu i jest zwykłą pijawką. Wiele razy słyszałam takie komentarze za moimi plecami. Na bezpośredni atak brakuje im odwagi.
Udaję, że spływa to po mnie, jak po kaczce, ale tak naprawdę jest mi bardzo przykro. Nie zasłużyłam na takie komentarze.
Agata