Póki co nie mam własnych dzieci, ale bardzo je lubię, myślę, że z wzajemnością. Bobasy mnie rozczulają, a ze starszymi super się też dogaduję. Piszę to dlatego, że absolutnie nie mam żadnych uprzedzeń do dzieci. Denerwuje mnie jedynie, w jaki sposób zwracają się do nich czasem ich mamy.
Moja koleżanka rodziła pół roku temu. Jej synek ma na imię Filip, ale ona uparcie nazywa go Fasolkiem. Fasolek to, Fasolek tamto. Fasolek nie ma apetytu, Fasolek lubi spacerki, Fasolek sobie pospał. Gdybym słyszała to od czasu do czasu to by mnie to tak nie drażniło, ale słyszę to na okrągło i jestem tym zirytowana.
Zobacz także: Mój pierwszy raz był koszmarny
Ja nazywam jej dziecko normalnie, po imieniu albo pytam „jak maluch?”, „co u synka?”. A ona uparcie z tym Fasolkiem wyskakuje. Wiem, że to nic takiego i sama nie wiem, czemu czuję się tym tak rozdrażniona.
Macie w swoim otoczeniu koleżanki, które po porodzie zachowują się w ten sposób?
Patrycja