W lipcu wychodzę za mąż. Praktycznie wszystko jest już dopinane na ostatni guzik. Suknia, zaproszenia, muzyka, fryzura. A mnie na samą myśl o tym, ze wychodzę za Z. ogarnia panika. Jestem coraz mniej pewna tego, czy na pewno chcę tego ślubu.
Nie chodzi o to, że mam kogoś na boku, czy że moje uczucie do Z. się wypaliło. Nie jest tak. Po prostu przeraża mnie myśl, że to już na zawsze. Ktoś może stwierdzić, że zawsze można się rozwieść, ale przecież nie biorę ślubu kościelnego po to, żeby za jakiś czas się rozwodzić…
Zobacz także: Facet obiecał, że się odezwie, a milczy…
Nie wiem, czy to jest typowy strach przed małżeństwem, czy Z. nie jest tym właściwym i dlatego naszły mnie wątpliwości. Zawsze sądziłam, że przygotowaniom do ślubu towarzyszy wyłącznie radość i ekscytacja, a ja jestem zdołowana i przerażona.
Zaręczyn bardzo chciałam, od razu powiedziałam „tak” i byłam szczęśliwa, że Z. mi się oświadczył. Ale im bliżej ślubu, tym bardziej wpadam w panikę.
Boję się, że przez to omija mnie coś ważnego w życiu.
O.