Pracuję w gastronomii od kilku miesięcy. Wiedziałam, że to będzie ciężka i kiepsko płatna robota, ale zawsze coś. Spodziewałam się wszystkiego - braku przerw, wrzeszczącego szefa, pijanych gości. I sporo w tym prawdy, ale najgorsze jest coś innego.
Przywykłam już do ciągłego narzekania klientów i pouczania przez menadżera. Nic miłego, ale nie boli tak bardzo, jak skąpstwo niektórych. Ludzie składają zamówienia warte setki złotych, z uśmiechem na twarzy usługuję im nawet przez kilka godzin, a po wszystkim... nic.
Zobacz także: To jeden z najlepiej opłacanych zawodów w Polsce. Miesięczna pensja sięga nawet 25 tys. zł
Powód jest różny. Czasem to zwykłe skąpstwo, ale najczęściej chodzi po prostu o to, że klienci nie mają przy sobie gotówki. Płacą kartą dokładnie taką kwotę, jaka jest na rachunku i wychodzą.
Rozmawiałam o tym z bardziej doświadczonymi kelnerami ode mnie i oni też narzekają. W poprzednich latach, zwłaszcza przed pandemią, z napiwków można było uzbierać całkiem fajną kwotę. Teraz taka dodatkowa kasa to raczej kwestia przypadku. Niestety.
Iza