Nie należę do kobiet, które od dziecka marzyły o białej sukni i wyobrażały sobie swój własny ślub. W małżeństwie jest dla mnie coś nieodwracalnego. Bardziej kojarzy mi się z więzieniem z niewidzialnymi kratami niż ze spełnieniem i szczęściem. Może dlatego, że moi rodzice rozwiedli się kilkanaście lat temu, a rozwód nie należał do najprzyjemniejszych.
Nie wiem, czy chcę założyć własną rodzinę. W tym momencie na pewno nie mam tego w planach. Ślub i dziecko są poza sferą moich zainteresowań. Może kiedyś się to zmieni, ale tak naprawdę nie umiem powiedzieć, kiedy i czy w ogóle się to stanie. Mój chłopak w przeciwieństwie do mnie czuje się jednak gotowy na kolejny krok.
Zobacz także: Przyjaciółka zasypuje mnie zdjęciami swojego dziecka
Od kilku miesięcy mówi tylko o tym. Zna moje podejście do tematu, ale i tak namawia mnie na założenie rodziny. Gdyby był pewny, że nie odmówię, pewnie już jutro prosiłby mnie o rękę. Obawia się jednak, że go odrzucę i zapewne tak by się stało. Kocham go, jest dla mnie bardzo ważny, ale powiem to wprost: siebie kocham bardziej. Nie będę robić nic wbrew własnej woli. Mam zakładać obrączkę na palec i zachodzić w ciążę tylko dlatego, że jest to czyjeś marzenie?
Chcę z nim być i chcę, żeby nasza relacja wyglądała tak, jak teraz. Bez niepotrzebnej papierologii i udawania, że to „na zawsze”. Żadne z nas nie wie, czy za kilka lat nadal będziemy się kochać. Jeśli nie, łatwiej się będzie rozejść.
Beata