Mam taką znajomą, która od zawsze mówiła, że chce mieć w domu zwierzaka, najlepiej psa. Na mówieniu się kończyło, bo zawsze było jakieś „ale”. Ale jej ciągle nie ma w domu, ale zwierzak będzie ciągle samotny, ale to, ale tamto. Po wybuchu pandemii, kiedy większość z nas była zamknięta w czterech ścianach, samotność coraz bardziej zaczęła jej doskwierać. Cały ten czas nie decydowała się jednak na nowego „lokatora”.
W końcu doszła do wniosku, że weźmie psa ze schroniska. Przygarnęła słodkiego kundelka. Kupiła dla niego karmę, miseczki, posłanie, smycz, nawet zabawki. Widziałam to wszystko na jej Instagramie i byłyśmy nawet umówione, że muszę ją odwiedzić i poznać Kajtka. Kiedy ostatnio napisałam do niej i zapytałam, kiedy mogę wpaść, odpisała, że oczywiście zaprasza, ale że niestety Kajtek jest z powrotem w schronisku. Opieka ją „przerosła”.
Polecamy także: Czy przełożyć ślub z powodu wpadki?
Pies był u niej w sumie około dwóch tygodni. Codzienne wstawanie na poranne spacery jej się nie uśmiechało, bo ona lubi pospać. Pies szczekał też na każdy szmer na klatce schodowej, co ją irytowało. No i pies „kosztuje”. Karma jest coraz droższa, a ona musi oszczędzać na nowe mieszkanie.
Słuchałam tych jej tłumaczeń i nie mogłam uwierzyć, że ona jest dorosłą kobietą. Tak się przecież nie robi! Kapryśne dziecko raz czegoś chce, a na następny dzień mu się to nudzi, ale dorosły człowiek chyba rozumie, z czym się wiąże wzięcie psa ze schroniska. To nie może być kaprys tylko przemyślana decyzja.
Nie rozumiem jej zachowania. Napisałam jej, że postąpiła paskudnie, więc teraz nie rozmawiamy. Obraziła się. Trudno. Ktoś ją musiał uświadomić, że tak się nie robi i że zwierzęta też czują.
Elwira