Kilka tygodni temu przeprowadziłam się na obecne osiedle. Ogólnie mieszka mi się bardzo dobrze, ale irytuje mnie bardzo ekspedientka ze sklepu, który znajduje się w moim bloku. Sklep położony w takiej lokalizacji to dla mnie ogromna wygoda. Czasem mogę tam zejść dosłownie w kapciach i dresie. W dodatku jest tam porównywalnie tanio.
Ekspedientka, która tam pracuje, denerwuje mnie z kilku powodów. Do tego, że nigdy nie odpowiada na dzień dobry i do widzenia, już się przyzwyczaiłam. Ja tych zwrotów grzecznościowych używam zawsze, nawet jak odpowiada mi z jej strony milczenie. Tak zostałam wychowana.
Zobacz także: Przyjaciółka zasypuje mnie zdjęciami swojego dziecka
Nie rozumiem jednak, dlaczego odpowiada mi z wielką łaską, jak o cokolwiek ją zapytam. Czy jest imbir, czy mają przyprawę do ryb, i tak dalej. Czasem nie widzę tych rzeczy na półkach i mają je na zapleczu. Dla niej to problem, żeby wstać i sprawdzić, czy to tam jest. Wzdycha wtedy głośno. Czasem mówi arogancko: „Coś jeszcze będzie? Żebym nie chodziła dwa razy”.
To ma być podejście do klienta? Dziewczyna jest stosunkowo młoda. Długie tipsy, sztuczne rzęsy, wiecznie guma do żucia w zębach. Wielokrotnie jak stała akurat na zewnątrz na papierosie i widziała, że wchodzę do sklepu, to nie spieszyła się, żeby iść za mną. Paliła sobie na spokojnie, a ja musiałam czekać przy kasie.
Nie wiem, kto ją tam zatrudnił. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, to jest jakaś krewna właściciela sklepu.
Na jej wychowanie chyba już za późno, ale aż się odechciewa kupować w tym sklepie.
Renata