Uwielbiam moją przyjaciółkę, szczerze. Znamy się od 7 lat i w tym czasie ani razu nie miałyśmy sprzeczki. Nadajemy na tych samych falach, a przynajmniej nadawałyśmy jeszcze do niedawna. Ona trzy miesiące temu po raz pierwszy została mamą i dosłownie oszalała na punkcie córki.
To dla mnie w pełni zrozumiałe. Chciała być mamą i kiedy wreszcie to marzenie się spełniło, nie posiada się z radości. Ja na każdym etapie byłam przy niej i ją wspierałam. Cieszyłam się, jak test ciążowy był pozytywny, pomagałam jej wymyślać imię dla malutkiej. Dbałam o nią, odwiedzałam ją bez przerwy, dużo z nią rozmawiałam, bo jej mąż miał w tym czasie kilka wyjazdów służbowych.
Zobacz także: Mój były ma u mnie dług, który chce spłacić jego mama. Zgodzić się?
Ja nie mam dzieci i póki co ich nie planuję, ale nie oznacza to, że ich nie lubię. Wręcz przeciwnie. Budzą moją sympatię, a nawet wzruszenie. Kiedyś pewnie też zostanę mamą. Zastanawiam się, czy wtedy będę się zachowywać jak moja przyjaciółka i też rozsyłać co kilka godzin nowe zdjęcia swojego dziecka do rodziny i znajomych.
Ja jestem tymi wszystkimi fotografiami już przytłoczona. Po trzech miesiącach od porodu nie istnieje żaden inny temat. Jestem zasypywana zdjęciami każdej miny, każdego grymasu, każdych śpioszków, smoczków, misiów… Rozumiem, że córka jest dla mojej przyjaciółki całym światem i to wspaniale, że tak ją kocha i tak się spełnia w roli mamy, ale ja naprawdę nie potrzebuję nowej fotki co kilka godzin.
Oczywiście jej tego nie powiem, żeby jej nie urazić. Cieszę się jej szczęściem, nie ma we mnie ani odrobiny zazdrości. Po prostu ta ilość zdjęć mnie przytłacza i jest dla mnie męcząca, bo ile razy można pisać: „śliczna”, „piękna”, „cudowna”?
Ania