Od dwóch miesięcy mój związek przypomina koszmar. Kłócimy się z Adrianem praktycznie codziennie. Czasem kłótnia trwa kilka minut, czasem przedłuża się do dwóch, trzech godzin. Ja mam już tego dość, ale widzę, że on też. Obiecujemy sobie, że będziemy dla siebie bardziej wyrozumiali, a następnego dnia kołowrotek zaczyna się od nowa.
Powód kłótni jest różny, ale głównie dotyczy naszego zbliżającego się ślubu. Puszczają nam nerwy, nie dogadujemy się w wielu kwestiach. On ma olewczy stosunek do pewnych kwestii, a ja nie potrafię ich odpuścić. Denerwuje mnie, że załatwienie ich stanowi dla niego taki wysiłek i problem, z wieloma sprawami czuję się pozostawiona sama.
Zobacz także: Mama mojego chłopaka ciągle mnie straszy wojną
Nachodzą mnie myśli, że mam ochotę rzucić to wszystko i odejść. Powstrzymuje mnie to, że jesteśmy razem od czterech lat i mamy się pobrać. Gdybyśmy nie byli zaręczeni to pewnie już dawno byśmy się rozstali.
Czuję się zdołowana tą całą sytuacją. Jestem zestresowana zbliżającym się ślubem i naszymi kłótniami. Tłumaczę sobie, że po weselu nasz stres minie i wszystko wróci do normy. Najgorsze jest to, że kocham Adriana, ale coraz częściej łapię się na myśleniu, że wcale go nie lubię, że mnie wkurza.
Też to przechodziłyście przed ślubem? Czy takie kłótnie są normalne i po ślubie wszystko wróci do normy? Wcześniej dobrze się dogadywaliśmy… Nie zgodziłabym się wyjść za kogoś, kogo nie kocham i z kim nie widzę wspólnej przyszłości. Teraz jednak już sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Proszę o rady.
Z.