Rok temu w walentynki Łukasz poprosił mnie o rękę. Muszę przyznać, że to był dla mnie moment nie tylko ogromnego szczęścia, ale też ulgi. Wcześniej chodziliśmy ze sobą przez 6 lat, więc powoli zaczęłam tracić nadzieję, że uklęknie przede mną i się oświadczy. Od dłuższego czasu byłam tematem kpin w rodzinie i wśród znajomych. Wszyscy pytali się mnie, kiedy Łukasz da mi pierścionek zaręczynowy, a przecież to jego powinni o to pytać.
Oświadczyn jednak na nim nie wymuszałam. Nie robiłam do tego żadnych aluzji. Po prostu to nie w moim stylu. Chciałam, żeby wszystko wyszło z potrzeby jego serca, a nie dlatego, że ja stawiam jakieś ultimatum. Poprosił mnie o rękę, odetchnęłam z ulgą i sądziłam, że teraz będzie już z górki.
Zobacz także: Mama mojego chłopaka ciągle mnie straszy wojną
Łukasz jednak niestety nie spieszy się z ustalaniem jakichkolwiek szczegółów odnośnie ślubu. Kiedy pokazuję mu kroje sukienek ślubnych i pytam, która mu się podoba, zerka i mówi, że się na tym nie zna. Nie ma też zdania co do tego, czy chciałby na weselu DJ-a, czy zespół, nie jest w stanie podać nawet, o jakiej porze roku chciałby się pobrać. Ustalenie daty ślubu jest po prostu niemożliwe, bo ciągle jest dla niego coś ważniejszego. Albo jest zbyt zmęczony po pracy, albo w telewizji leci jakiś film, który on chce obejrzeć, albo boli go głowa, albo ma spotkanie z kumplami, albo potrzebuje czasu, żeby zebrać więcej oszczędności.
Przestałam już nawet podejmować ten temat. Jest mi zwyczajnie przykro, bo wygląda na to, że on chyba nie będzie chciał ustalić tej daty przez kolejne kilka lat. Jestem zagubiona, bo po co w takim razie prosił mnie o rękę? Ja go kocham, chcę założyć z nim rodzinę, ale do tego są potrzebne obie strony. On chyba niestety nadal nie wie, czego chce od życia.
Ola