Jeszcze tydzień temu gdyby ktokolwiek się mnie zapytał, czy mój związek jest udany, odpowiedziałabym, że tak, oczywiście! Mam cudownego partnera, z którym jestem od czterech lat i planujemy wspólną przyszłość. Jest dobry, czuły, kochany, opiekuńczy, wierny. Tak bym powiedziała jeszcze parę dni temu i naprawdę bym w to wierzyła.
W sobotę dowiedziałam się, że P. zdradza mnie od dawna. Wszystko wyszło przypadkiem, bo P. zapomniał wylogować się z Facebooka, a ja musiałam pożyczyć od niego na chwilę laptopa. Akurat napisała do niego jakaś dziewczyna (siedział w drugim pokoju i grał), więc zapaliła mi się lampka ostrzegawcza. Zajrzałam do innych konwersacji i okazało się, że mój P. romansuje sobie regularnie z różnymi kobietami. Poznaje je oczywiście na aplikacjach randkowych. Niektóre dalsze konwersacje były nawet sprzed trzech lat.
Zobacz także: Powiedział mi, że już mnie nie kocha. Nasze dziecko ma 6 miesięcy…
Porobiłam zdjęcia tym rozmowom, żeby mieć dowód, ale do tej pory nie powiedziałam P., że wiem o wszystkim. Udaję póki co, że wszystko jest w porządku, ale sprawa nie daje mi spokoju. Chcę z nim skończyć, zerwać, upokorzyć go i ukarać. Muszę jednak przemyśleć, jak to wszystko zrobić, bo mieszkamy razem w mieszkaniu, na które oboje wzięliśmy kredyt. Nie będę mogła go wyrzucić, sama też się nie wyprowadzę.
Zastanawiam się, po co on w ogóle ze mną jest od tylu lat, skoro już po roku związku zaczął skakać na boki. Przecież wtedy nie mieszkaliśmy jeszcze razem i nie mieliśmy wobec siebie żadnych finansowych zobowiązań. Jeśli mnie nigdy nie kochał to po co ta cała szopka? Mógł zerwać i prowadzić życie singla, nikogo przy tym nie krzywdząc. Po co te wszystkie wspólne rocznice, mówienie o miłości, branie kredytu, robienie wspólnych planów?
Brzydzę się nim, ale nawet nie potrafię płakać. Coś we mnie pękło, czuję się jak zahipnotyzowana. Chcę jedynie się od niego uwolnić i zacząć wszystko od nowa.
Kinga