Miałam pecha wychowywać się w patologicznej rodzinie. Mój ojciec był alkoholikiem, który bił mamę, mnie i mojego brata. Przepijał swoją wypłatę, a mama zarabiała mało jako sprzątaczka. Żyliśmy w biedzie i strachu. Jak awantury u nas w domu się przeciągały, a ojciec zaczynał szaleć coraz bardziej, sąsiedzi wzywali do nas policję. Mimo to mama nigdy od niego nie odeszła, czego do tej pory, już jako dorosła kobieta nie mogę zrozumieć.
Najpierw jako dziecko patrzyłam jak znęcał się nad nią, a potem, kiedy podrosłam, podnosił rękę i na mnie. Przez długi czas myślałam, że tak musi być. Ojcowie tacy są. Biją, piją, wyzywają. Dopiero potem dotarło do mnie, że nie każdy tata musi być katem.
Zobacz także: Przyjaciółka ma romans z zajętym facetem. To żałosne!
Marzyłam o tym, że mama pakuje mnie, brata, siebie i uciekamy z domu, nie mówiąc nic ojcu. Zaczynamy szczęśliwe życie w innym mieście. Odcinamy się grubą krechą od przeszłości. Siniaki znikają, rany się goją, a my wszyscy wreszcie śpimy co noc spokojnie. Mama jednak nigdy nie zdecydowała się na ten krok i była z ojcem do końca. Zmarł dwa miesiące temu.
Ja wyprowadziłam się z domu od razu po maturze, podobnie brat. Czasem sobie wyobrażam, jaką byłabym kobietą, gdybym miała normalnego, kochającego ojca lub mamę, która miałaby odwagę przerwać tę patologię, w której funkcjonowaliśmy. Na pewno byłabym szczęśliwsza, bardziej ufna w stosunku do mężczyzn, bardziej otwarta.
Niestety, stało się inaczej, a ja muszę z tym żyć.
Weronika