Przed spotkaniem nic nie zapowiadało katastrofy. Przez aplikację rozmawiało nam się dobrze, sporo się śmialiśmy, była jakaś chemia. W restauracji kompletnie tego nie czułam. Było sztywno, on miał kiepskie żarty. Co z tego, że był przystojny, jak rozmowa nam się nie kleiła. Czasem po prostu tak jest, że coś zaiskrzy w aplikacji, a na żywo okazuje się, że to nie to.
Irytowało mnie na przykład, jak zaczął przechwalać się swoim samochodem. Wcześniej nawet o nim nie wspominał, a na randce ciągle o swoim BMW. W pewnym momencie zapytałam, czy ma jeszcze jakieś zainteresowania poza tym autem, to się naburmuszył. Obraził mnie nawet, bo stwierdził, że ja pewnie z tych, co do końca życia będą autobusem jeździć. Robił też mnóstwo aluzji do tego, że powinniśmy od razu pójść do łóżka, bo się rozmowa nie klei. W pewnym momencie powiedziałam, że nie mam ochoty kontynuować spotkania i żeby poprosił kelnera o rachunek to zapłacę za siebie. Wtedy stwierdził, „spoko, idź już, ja zamierzam zjeść jeszcze deser, rachunek biorę na siebie”. Skoro tak, to podziękowałam i wyszłam.
Zobacz także: On nie chce u mnie zostawać na noc…
Następnego dnia wiadomość od niego, że jednak przemyślał sobie sprawę i nie byłam warta tego, żeby za mnie płacić. Napisał mi, że mam mu przesłać połowę kwoty na konto, czyli 32 zł. Dodał dobrodusznie, że mógłby mnie jeszcze obciążyć kosztem benzyny, bo niepotrzebnie jechał na spotkanie z kimś tak słabym, jak ja, ale dobrodusznie tego nie zrobi. Pieniądze oczywiście mu odesłałam, ale niesmak pozostał. Przecież od razu chciałam zapłacić za siebie, ale to on nalegał, żebym tego nie robiła. Pewnie od początku wiedział, że przyśle mi taką niemiłą wiadomość, żeby zrobić mi przykrość. Oczywiście nie jest mi przykro. Bardziej mi go żal, bo skoro tak traktuje kobiety, to już on ma jakieś braki, a nie ja.
Jak któraś z was znajdzie się w podobnej sytuacji do mojej, to na nieudanej randce od razu płaćcie za siebie. Oszczędzicie sobie potem nerwów, a facet nie będzie miał pretekstu, żeby do was wypisywać z pretensjami.
Ola