Jak myślę o moim związku, to od razu przypomina mi się słynny opis na Facebooku: „to skomplikowane”. Niby jesteśmy ze sobą, niby wszystko gra, a jednak czuję, że to ja jestem bardziej zaangażowana w naszą relację. Zawsze pierwsza dzwonię, piszę, proponuję spotkanie. Dwoję się i troję, żeby niczego mu nie brakowało. Przygotowuję kolację, troszczę się o niego, wysłuchuję, wspieram. On jest emocjonalną ścianą.
Jego oschłość wynika z tego, że rok temu przeżył traumatyczne rozstanie. Byli z tamtą dziewczyną zaręczeni, miał być ślub, ale ona nagle się rozmyśliła. B. bardzo to przeżył i od tamtej pory trudno mu się otworzyć na nową miłość.
Zobacz także: Nie chcę mieć hucznego wesela!
Nie chcę go do niczego zmuszać, ale przecież nie jestem maszyną. Ja również mam swoje uczucia. Przez pół roku zdążyłam się w nim zakochać. Postrzegam go jako wartościowego faceta, z którym można zbudować coś na stałe, na poważnie. Ale do tego potrzebne są obie strony.
Wiem, że mu na mnie zależy, bo widzę to czasem w jego gestach, w tym jak na mnie patrzy, jak się do mnie przytula. Ale potrafi być też strasznie oschły. Sprawiać wrażenie, że jest mu wszystko jedno. Nie umiem tego wyjaśnić, to trudne.
Chcę, żeby mnie docenił, otworzył się przede mną emocjonalnie. Jak go do tego zachęcić, skoro jest zamknięty i boi się, że kolejna kobieta go skrzywdzi?
Ola