Przed wybuchem pandemii miałam dobrą pracę. Nie zarabiałam może kokosów, ale spokojnie starczało na wszystko. Przez COVID-19 w firmie zaczęło się dziać fatalnie i szef podjął decyzję o zlikwidowaniu kilkunastu stanowisk, w tym mojego. Kilka miesięcy później cała firma zresztą ogłosiła upadłość, więc straciłabym tę pracę prędzej czy później.
Od tamtej pory trudno mi znaleźć cokolwiek na stałe. Wiele firm z mojej branży albo cienko przędzie, albo oferuje straszne warunki. Umowa o dzieło, najniższa krajowa. A ja mieszkam w Warszawie i tutaj przecież życie kosztuje. Czynsz, jedzenie, rachunki. Na to wszystko zwyczajnie mi nie starcza i pomagają mi rodzice. Gdyby nie oni to chyba wylądowałabym pod mostem.
Zobacz także: Chcę dać córce staropolskie imię. Rodzina i przyjaciele je wyśmiali
Ciężko teraz żyje się w Polsce, dlatego rozważam wyjazd zagranicę za pracą. Póki co muszę jednak odłożyć trochę oszczędności, uzbierać coś na czarną godzinę. Nie wiem, jak to zrobić, skoro i tak nie starcza mi do pierwszego.
Pewnie nie tylko ja jestem w takiej kiepskiej sytuacji, ale po prostu musiałam się wyżalić.
Gosia