Kilka lat temu rodzice kupili mi mieszkanie. Niewielkie, bo to tylko niecałe 40 merów kwadratowych, ale dla mnie w sam raz. Urządziłam je sobie tak, jak mi się podobało, czyli jasno i minimalistycznie.
Rok temu poznałam Łukasza i zakochaliśmy się w sobie. On wynajmował mieszkanie, więc doszliśmy do wniosku, że jeśli mamy razem mieszkać, to u mnie. Większość czasu spędzaliśmy zresztą i tak w moim mieszkaniu.
Zobacz także: Chcę dać córce staropolskie imię. Rodzina i przyjaciele je wyśmiali
Łukasz wprowadził się do mnie w zeszłym miesiącu. Ilość jego rzeczy, delikatnie mówiąc, bardzo mnie przytłoczyła. Nie chodzi tutaj o ubrania, czy buty, tylko o różne bibeloty. Plakaty, które od razu chciał powiesić w naszej sypialni (zgodziłam się, żeby poczuł się jak u siebie), lampki i lampy (kompletnie nie w moim guście), obrazki i figurki, które są dla niego pamiątką. Najgorsza jest jednak cała kolekcja płyt DVD z filmami i CD z muzyką. Kto teraz używa takich rzeczy skoro wszystko można znaleźć w Internecie?
Jak dla mnie to niepotrzebne zagracanie i tak małego mieszkania, ale on się uparł, że tego nie wyrzuci. W moim budynku niestety nie ma ani piwnicy, ani komórek lokatorskich, więc wszystko to wylądowało w mieszkaniu. Efekt jest taki, że jak wracam do domu to nie poznaję już swojego wystroju… Pokoje się zagraciły, całość wygląda tak, jakby ciągle panował bałagan…
Nie powiem, że mi to nie przeszkadza, bo przeszkadza bardzo, ale z drugiej strony ja naprawdę chcę, żeby Łukaszowi dobrze się u mnie mieszkało…
Joasia