Przeczytałam właśnie historię Igi, która jest zmartwiona tym, że jej narzeczony nie chce brać udziału w organizacji ślubu i wesela (Narzeczony nie chce ze mną rozmawiać o organizacji naszego ślubu – przyp. red.).
Ja mam zupełnie inny problem. Mój partner nie unika rozmów na ten temat, jest bardzo zaangażowany i lubi brać udział w planowaniu wszystkich ślubnych spraw, czyli zespołu, dekoracji, sali, zaproszeń. Nie zgadzamy się jednak zupełnie co do tego, ile osób powinniśmy zaprosić. Ja marzę o kameralnym ślubie, tylko dla najbliższej rodziny i przyjaciół. Maksymalnie 50-60 osób. On chce wystawnego wesela. Najgorsze jest to, ze wtórują mu moi rodzice i przyszli teściowie. Wszyscy oczekują, że zaproszę na ślub dalszych krewnych oraz ciotki i wujków, których nawet nie kojarzę, bo nie widziałam ich już od lat.
Dla mnie zupełnie mija się to z celem. Chcę mieć blisko siebie tylko najbliższe osoby w najważniejszym dniu mojego życia. Nie wyobrażam sobie, że podczas wesela tańczę z jakimiś wujami i kuzynami, zabawiam ich rozmową nie wiadomo o czym i udaję, że wiem, czym się zajmują. To absurd…
Lada moment będziemy zamawiać salę weselną, a wciąż nie doszliśmy do porozumienia, jak duża powinna być. Jestem załamana. Chcę mieć coś do powiedzenia jako panna młoda, ale nikt mnie nie słucha.
Kasia