Pod koniec zeszłego roku się zaręczyłam. Długo czekałam na oświadczyny, bo aż 6 lat. W końcu partner dojrzał jednak do zrobienia następnego kroku i poprosił mnie o rękę. Zaręczyny były bardzo romantyczne i naprawdę warto było czekać na to wszystko, co dla mnie przygotował.
Od tamtej pory minęło już jednak ponad 9 miesięcy, a ze strony Kacpra temat ślubu nie istnieje. To ja ciągle zaczynam o tym dyskusję. Pytam na przykład, czy chciałby się pobrać latem, czy wiosną. Czy wolałby zespół czy DJ-a. Stodołę na boho-wesele czy elegancką salę. Na każde z tych pytań odpowiada, że nie wie i że jeszcze się nad tym nie zastanawiał. Do tej pory nie wybraliśmy wstępnej daty na ślub, chodzi mi nawet o rok. Właściwie to nic nie ustaliliśmy.
Zobacz także: Czy powiedzieć koleżance, że jej ciągłe telefony mi przeszkadzają?
Najgorsze jest to, że czasem jak widujemy się ze znajomymi i oni się pytają: „no to kiedy wesele?”, to Kacper mówi, żeby pogadać o czymś interesującym, a nie wiecznie o tym. Jego reakcje mnie bolą. Nie wiem, jak mam je rozumieć. On chyba wcale nie chce się ze mną żenić. Więc po co w ogóle się oświadczał?
Iga